sobota, 19 marca 2016

Rozdział 6

Przywitała mnie wizyta pielęgniarki i przeraźliwy ból moich wszystkich mięśni. Pielęgniarka przyszła zmierzyć mi temperaturę i podać kroplówkę w zestawie z zastrzykiem. Uśmiechnęłam się, biorąc ból na klatę. Po zastrzyku kontynuowałam sen.
Niestety długo sobie nie pospałam, gdyż śniadanie przyjechało, a po śniadaniu miał być obchód.
Z wielkim wysiłkiem zjadłam to co mi podali na śniadanie, nawet nie było takie złe.
Dostałam bułeczkę, kosteczkę masła dwa plastry wędliny i 5 plastrów ogórka, normalnie szaleństwo, do tego oferowali herbatę albo kawę inkę z mlekiem, wzięłam kawę.
Nim skończyłam śniadanie przyszedł lekarz w towarzystwie kilku pielęgniarek.
-Jak się czuje nasza poturbowana?- zapytał z wielkim uśmiechem lekarz w podeszłym wieku, coś ok 60 lat.
-Dobrze jak dostanę zastrzyk przeciwbólowy, bo bez niego ciężko- odstawiłam talerz z jedzieniem na szafkę nocną.
-No się nie dziwię, masz siniaki w każdym możliwym miejscu, ale jak się dobrze czujesz to dziś dostaniesz wypis i od razu wypiszemy zastrzyki przeciw bólowe.
-Będę musiała sama robić sobie zastrzyki?- zapytałam lekko przestraszona.
-A co w tym trudnego? Poradzisz sobie -zaśmiał się, wpisując coś w papierach.
Po obchodzie znów zostałam sama w sali, mogłam sobie poukładać wszystko w głowie
Zastrzyki, igła, ja, ból.
Miałam zadzwonić do mamy Kuby, gdy ta weszła do mojej sali. Nie ukrywam ucieszyłam się gdy ją ujrzałam, ona natomiast na mój jakże marny widok wzruszyła się, nie mam pojęcia czy to ze szczęścia czy może dlatego, że wyglądałam fatalnie.
Nim zdążyła usiąść zasypała pytaniami jak się czuję, jak mi się spało, czy mnie boli i kiedy wychodzę.
Przywiozła mi z domu kilka rzeczy tp. Ładowarka, kosmetyki i ubrania.
Uścisnęłam ją za to bardzo mocno, tzn. na tyle ile mogłam bo siniaki przy mocniejszym przyciśnięciu dawały o sobie znać, pomimo silnych zastrzyków przeciwbólowych.
-Uwielbiam panią- odpowiedziałam z wielkim życzliwym uśmiechem.
-Oj Ilonko nazywam się Alina, chciałabym abyś mówiła mi po imieniu. A jak ci wygodniej mów do mnie ciociu, tak będzie lepiej- usiadła na krześle obok mojego łóżka.
-Dziękuję, to dla mnie na prawdę miłe- przytuliłam się do niej a nawet łezka w oku mi się zakręciła, bo nikt nigdy z własnej woli tak nie zrobił, to było bardzo miłe i kochane.
-To drobiazg- ścisnęła mają rękę -Powiedz mi, bo wiem że jakiś chłopak cię przywiózł do szpitala a później siedział tu ze mną i z moim mężem, niestety nie wiem ile tu siedział bo mój mąż kąpany jest w gorącej wodzie i musieliśmy wracać do domu. Wiesz co to był za chłopak?
-A tak wiem, siedział tu prawie do 4.00, rozmawiałam z nim, a nazywa się Remigiusz.
-Ooo... Widziałam jak się przejął twoim wypadkiem, siedział struty na poczekalni. Muszę ci powiedzieć ale to on zadzwonił do mnie z twojego telefonu i poinformował mnie o twoim wypadku.
-Naprawdę? Ale jak, przecież mam hasło na telefonie.- sprawdziłam czy hasło wciąż jest takie samo. -Hasło jest takie jakie ustawiłam- odłożyłam telefon na szafkę nocną.
-Nie mam pojęcia jak on to zrobił. W każdym bądź razie cieszę się, że zadzwonił do mnie.
-Teraz ja mam pytanie, jak się dziś tu dostałaś?- zapytałam.
-Przyjechałam taxówką, niestety bo mój mąż... A szkoda gadać- machnęła ręką.
-Rozumiem- położyłam rękę na jej ramieniu. -A co z moją pracą?-nagle mnie olśniło.
-Spokojnie kochanie, byłam tam i wszystko załatwione, dostaniesz tyle zwolnienia ile będzie trzeba.
-Myślę że jutro spokojnie będę mogła iść do pracy-odpowiedziałam.
Te słowa wywołały u Aliny istny szał, zaczęła na mnie krzyczeć, że nigdzie nie pójdę. Będę leżeć w domu a jak będzie trzeba to mnie do łóżka przywiąże.
To było urocze, ale muszę pracować aby mieć pieniądze, w przeciwnym razie nie zapłacę za stancję i ostatecznie wyląduję pod mostem, a tego bym nie chciała.
Z tego tematu zeszłyśmy jak zwykle na ploteczki.
-Dzień dobry- przerwał pogawędkę Remek, wychylający się zza drzwi.
-Hej- przywitałam się. Byłam zaskoczona że odwiedził mnie, byłam przekonana że wczoraj to był pierwszy i ostatni raz gdy go zobaczyłam.
-Dzień dobry, proszę wejdź- zaprosiła go gestem mama Kuby, wstając z krzesła. -Dobra dzieci ja pójdę do bufetu na kawę, bo w domu nie wypiłam, coś ci kupić Ilonko?- wzieła torebkę z krzesła.
-Emm... może wodę, dziękuję- odpowiedziałam już do wychodzącej z sali cioci Aliny.
Remek przepuścił w drzwiach wychodzącą mamę Kuby, a następnie wszedł z bukietem kwiatów, był ubrany w dżinsową koszulę zapiętą pod szyje, czarne spodnie zwęrzane w nogawkach i czerwone jordany, wyglądał mega przystojnie.
Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam kwiaty, w końcu nie codziennie je otrzymuję.
-Hej- przywitał się z uśmiechem, podchodząc do mojego łóżka.-Nie wiedziałem co ci kupić, a z pustymi rękoma nie wypada przychodzić w odwiedziny do szpitala więc, kupiłem kwiaty, bo chyba wszystkie kobiety uwielbiają kwiaty.
-Dziękuję, to miłe z twojej strony, na prawdę są śliczne. Nie potrzebnie kupowałeś, aczkolwiek należały mi się takie przeprosiny. Bo gdyby nie ty to bym wjechała na tą piekielną górę i osiągnęłam bym swój cel, a tak no niestety skończyłam w szpitalu- zaśmiałam się, przyjmując kwiaty.
-No przepraszam- spuścił głowę i udawał smutek.
-Kwiaty sprawiły, że przestałam się gniewać.- odpowiedziałam rzucając okiem na herbaciane róże leżące na drugiej szafce nocnej, zaporzyczonej od pustego łóżka.
-Wiedziałem że kilka badyli załatwi sprawę- zaśmiał się. -No po prostu wiedziałem, czułem to.
W tym momencie weszła do sali pielęgniarka.
-Dzień dobry- przywitał się ReZi.
-Dzień dobry- uśmiechnęła się pielęgniarka. -Jak się czujesz myszko?- zapytała się ta sama pielęgniarka co opiekowała się mną gdy trafiłam do szpitala. Odpięła kroplówkę, wpuściła mi płyn w wenflon by go przepłukać.
-Znakomicie, to chyba przez to, że dziś wychodzę- wyszczerzyłam się.
-A pro po tego, za chwilkę przychodzi na oddział twój lekarz, wypisze ci wypis więc, możesz iść już się przebrać i przygotować do wyjścia ze szpitala.
-Na prawdę? No to cudownie- zachwyciłam się. 
Powoli przeszłam z półsiadu do pełnego siadu na łóżku i chwyciłam się barierek, gdyż zakręciło mi się w głowie.
-Pomóż proszę swojej dziewczynie wstać- zwróciła się pielęgniarka do Remka, słysząc to zaśmiałam się razem z ReZim.
-Nie, ja sama- odparłam stanowczo, opusciłam barierki, które mnie chroniły przed upadkiem z łóżka.
Gdy poczułam się lepiej opuściłam nogi, wsunęłam stopy w kapcie i wstałam z łóżka, niestety to był zły pomysł.
Zawroty i ból głowy były tak silne, że nie mogłam utrzymać równowagi, tylko czułam jak lecę, na szczęście Remek zdążył mnie chwycić. Uratował mi po raz kolejny życie.
-Dzięki- moje policzki oblał rumieniec. -Znowu mnie ratujesz... Jak to dziwnie brzmi, tekst niczym z taniego romansidła- zaśmiałam się.
-Słuchaj tego: Jestem twoim bohaterem- zaśmiał się obejmując mnie za wcięcie, wzdrygnęłam się, ponieważ miałam tam łaskotki. -To jest lepsze.
-Dobra wygrałeś- obięłam go. -Od dziś jesteś Super ReZi- zaśmiałam się.
W towarzystwie Remka poszłam do łazienki, wyglądaliśmy jak małżeństwo gdyż ReZi trzymał mnie pod rękę, bo już lepiej się czułam. Moje ośrodki równowagi jeszcze szwankowały i gdy próbowałam iść sama to, szłam slalomem. Remek miał ze mnie dobrą beke.
Umyłam twarz i zęby, chciałam poprawić swój wygląd kosmetykami ale ciocia Alina przywiozła mi tylko korektor i tusz do rzęs. Ubrałam się w jasne jeansy i czerwoną zwykłą bluzkę z długim rękawem. Gotowa do wyjścia wzbogaciłam swój wygląd odrobiną perfum, które również ciocia mi przywiozła.
Wyłoniłam się z łazienki trzymając się futryny drzwi. Remek wziął jak w drodze do łazienki moje rzeczy, mnie pod rękę i wróciliśmy do sali.
Pomału i trzymając się łóżka zaczęłam zbierać swoje rzeczy, a Remek mi pomagał, po chwili do nas dołączyła ciocia Alina.
Kochana ciocia Alina przyniosła nam frytki, ucieszyłam się jak dziecko na ich widok. Remek nie chciał jeść ale Alina ma dar przekonywania i wcisnęła mu, zmuszony do jedzenia ReZi, pochłoną je szybciej ode mnie.
Dochodziła 12.00 a mojego lekarza ani słychu, ani widu, zaczęłam się niecierpliwić, Alina widząc to poszła do pielęgniarek i po 10 minutach przyprowadziła mojego lekarza, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
Niewysoki mężczyzna ok. 35 lat, łysy o brązowych dużych oczach, z obrączką na palcu. Ubrany w szpitalny kitel i w piankowe białe krokodylki lub jak ktoś woli kaloszki.
-Dzień dobry- przywitał się z uśmiechem.
-Dzień dobry- odpowiedzieliśmy.
-Jak się czujesz?- zapytał troskliwie.
-Wyśmienicie- odpowiedziałam z ulgą, że w reszcie wychodzę ze szpitala.
-Dobrze w takim razie nie zatrzymuję, proszę oto twój wypis i recepta na zastrzyki- odpowiedział podając mi papiery.
-A jakieś zalecenia ma Pan?- zapytała Alina.
-Oczywiście. Pani Ilono, proszę przez kilka dni odpoczywać, się nie przemęczać za bardzo, pomału wstawać, pomału siadać i schylać się, bo jak sama pani zauważyła, że Pani ośrodki równowagi w uszach wciąż nie doszły do siebie. Dlatego jak Pani wstaje proszę się czegoś trzymac i jak się Pani schyla to też się czegoś trzymać. Na wypisie napisałem kiedy ma Pani się stawić na wizytę kontrolną. Zastrzyki Pani kupi to proszę je stosować co 8 godzin, jeżeli jest taka potrzeba. Igłę radził bym wbijać w udo albo w ramię i wolno wpuszczać zawartość strzykawki, ale proszę się nie martwić bo w ulotce w tych zastrzykach będzie wszystko pokazane. Jeżeli sama nie da Pani rady to proszę kogoś poprosić, ma Pani tutaj tyle osób chętnych do pomocy. Mama popilnuje żebyś odpoczywała, a brat będzie za Panią chodzić i planować aby się Pani nie przewróciła.
Prawie wybuchłam śmiechem, na słowa lekarza, który uznał że Remek jest moim bratem a Alina to nasza mama. Spojrzałam kątem oka na Remka, a następnie na Alinę, oboje zakrywali dłonią usta by nie było widać, że chichoczą.
Lekarz nie spostrzegł się że popełnił wtopę, skończył swoją wypowiedź, życzył mi powrotu do zdrowia i znikł za drzwiami mojej sali.
A ja ze swoją "rodzinką" parsknęliśmy śmiechem, a później ubraliśmy się i wyszliśmy ze szpitala.
Remek w ramach podziękowania za frytki z szpitalnego baru, odwiózł nas do domu.
Gdy zatrzymaliśmy się na posesji rodziców Kuby, ReZi otworzył mi drzwi, pomógł wysiąść i wprowadził do środka. Ciocia Alina zaproponowała mu kawę, usiadłam z nimi i przysłuchiwałam się ich rozmowie, ale było mi nie wygodnie w dżinsach więc, pomału oddaliłam się z kuchni i trzymając się ściany zmierzałam do swojego męskiego pokoju.
Z wielką trudnością przebrałam się w pozycji siedzącej, założyłam czarne leginsy i szarą zwykłą koszulkę na rekawek z kieszonką na lewej piersi.
Chwyciłam się oparcia łóżka i wstałam, niestety zbyt szybko. Zakręciło mi się w głowie i zobaczyłam zwężający się obraz, który tworzył tunel, trzymałam kurczowo oparcie łóżka, zacisnęłam zęby i czekałam aż zawroty i tunel minął. Po dwóch minutach wszystko wróciło do normy i mogłam wyjść z pokoju, wróciłam do kuchni, usiadłam na przeciwko Remka.
Oboje zachwycili się i zdziwili za razem, że się przebrałam dając radę sama.
Siedzieliśmy sącząc napoje przygotowane przez ciocię Alinę.
-ReZi powiedz mi jak dałeś radę zadzwonić do cioci z mojego telefonu, skoro ma hasło?- zapytałam nagle.
-Nie pamiętasz? Gdy jechaliśmy do szpitala samochodem z moim kumplem, przebudziłaś się. Dałaś mi odblokowany telefon, gdy zapytałem się po co mi go dajesz, kazałaś zadzwonić do mamy Kuby, bo ty ponownie odleciałaś więc to zrobiłem- opowiedział Remek.
-Pamiętam tylko upadek, a później czarna dziura. A właśnie co z moim crossem?
-Ehh...
-Coś z nim nie tak? Mów mi szybko- ponagliłam go, a przed oczami miałam najgorszy scenariusz w jakim jest stanie.
-Nie powiem było ciężko, ale przywróciłem go do życia, śmiga jak mały samochodzik.- uśmiechnął się popijając kawę.
-Jak dobrze, już się wystraszyłam- przyłożyłam rękę do serca i odetchnęłam z ulgą. -A ile jestem ci winna za części i naprawę?
-Dużo pieniędzy, tyle że nie jesteś w stanie mi się wypłacić- droczył się. -Dogadamy się jakoś, ale nie teraz, kiedy tak pogadamy, teraz musisz odpoczywać- odpowiedział troskliwie.
Podczas naszej dalszej rozmowy, wymieniłam się numerami z Remkiem, na potrzeby kontaktu co do odbioru mojego sprzętu.
Remek opuścił nasz dom gdy tylko ojciec Kuby przekroczył próg domu, witając wszystkich chłodnym spojrzeniem i niezadowoleniem na twarzy. Remek minął się z nim w drzwiach żegnając się w pośpiechu.
Po wyjściu Remigiusza, wstałam delikatnie z krzesła i poszłam do pokoju, usiadłam przy biurku włączając laptopa. Przeglądnęłam facebooka, oczywiście poinformowałam osoby dla mnie najbliższe o pobycie w szpitalu, oczywiście powiedziałam co było przyczyną pobytu ale nie powiedziałam kto przyczynił się do tego. Następnie pogadałam na skype z Sebastianem, moim starszym o trzy lata braciszkiem. Gadało nam się na prawdę dobrze, nawet nie zorientowałam się kiedy minęły dwie godziny naszej rozmowy.
Po rozmowie przyszedł czas na obiad, kochana ciocia Alina przyniosła mi go do pokoju, a po zjedzeniu go wolny czas spędziłam na oglądaniu filmów na yt. 
W między czasie wzięłam prysznic, pogadałam troszkę z mamą Kuby, takie tam babskie plotki, ciocia przeprosiła mnie za zachowanie swojego męża, widać było że głupio jest jej za niego, ale to nie ona powinna się wstydzić.
Po powrocie do pokoju kontynuowałam oglądanie filmików.
Nie zauważyłam kiedy oczy mi się zamknęły, a kraina snów przywitała mnie.