Przywitała
mnie wizyta pielęgniarki i przeraźliwy ból moich wszystkich mięśni.
Pielęgniarka przyszła zmierzyć mi temperaturę i podać kroplówkę w zestawie z
zastrzykiem. Uśmiechnęłam się, biorąc ból na klatę. Po zastrzyku kontynuowałam
sen.
Niestety
długo sobie nie pospałam, gdyż śniadanie przyjechało, a po śniadaniu miał być
obchód.
Z
wielkim wysiłkiem zjadłam to co mi podali na śniadanie, nawet nie było takie
złe.
Dostałam
bułeczkę, kosteczkę masła dwa plastry wędliny i 5 plastrów ogórka, normalnie
szaleństwo, do tego oferowali herbatę albo kawę inkę z mlekiem, wzięłam kawę.
Nim
skończyłam śniadanie przyszedł lekarz w towarzystwie kilku pielęgniarek.
-Jak
się czuje nasza poturbowana?- zapytał z wielkim uśmiechem lekarz w podeszłym
wieku, coś ok 60 lat.
-Dobrze
jak dostanę zastrzyk przeciwbólowy, bo bez niego ciężko- odstawiłam talerz z
jedzieniem na szafkę nocną.
-No
się nie dziwię, masz siniaki w każdym możliwym miejscu, ale jak się dobrze
czujesz to dziś dostaniesz wypis i od razu wypiszemy zastrzyki przeciw bólowe.
-Będę
musiała sama robić sobie zastrzyki?- zapytałam lekko przestraszona.
-A
co w tym trudnego? Poradzisz sobie -zaśmiał się, wpisując coś w papierach.
Po
obchodzie znów zostałam sama w sali, mogłam sobie poukładać wszystko w głowie
Zastrzyki,
igła, ja, ból.
Miałam
zadzwonić do mamy Kuby, gdy ta weszła do mojej sali. Nie ukrywam ucieszyłam się
gdy ją ujrzałam, ona natomiast na mój jakże marny widok wzruszyła się, nie mam
pojęcia czy to ze szczęścia czy może dlatego, że wyglądałam fatalnie.
Nim
zdążyła usiąść zasypała pytaniami jak się czuję, jak mi się spało, czy mnie
boli i kiedy wychodzę.
Przywiozła
mi z domu kilka rzeczy tp. Ładowarka, kosmetyki i ubrania.
Uścisnęłam
ją za to bardzo mocno, tzn. na tyle ile mogłam bo siniaki przy mocniejszym
przyciśnięciu dawały o sobie znać, pomimo silnych zastrzyków przeciwbólowych.
-Uwielbiam
panią- odpowiedziałam z wielkim życzliwym uśmiechem.
-Oj
Ilonko nazywam się Alina, chciałabym abyś mówiła mi po imieniu. A jak ci
wygodniej mów do mnie ciociu, tak będzie lepiej- usiadła na krześle obok mojego
łóżka.
-Dziękuję,
to dla mnie na prawdę miłe- przytuliłam się do niej a nawet łezka w oku mi się
zakręciła, bo nikt nigdy z własnej woli tak nie zrobił, to było bardzo miłe i
kochane.
-To
drobiazg- ścisnęła mają rękę -Powiedz mi, bo wiem że jakiś chłopak cię
przywiózł do szpitala a później siedział tu ze mną i z moim mężem, niestety nie
wiem ile tu siedział bo mój mąż kąpany jest w gorącej wodzie i musieliśmy
wracać do domu. Wiesz co to był za chłopak?
-A
tak wiem, siedział tu prawie do 4.00, rozmawiałam z nim, a nazywa się
Remigiusz.
-Ooo...
Widziałam jak się przejął twoim wypadkiem, siedział struty na poczekalni. Muszę
ci powiedzieć ale to on zadzwonił do mnie z twojego telefonu i poinformował
mnie o twoim wypadku.
-Naprawdę?
Ale jak, przecież mam hasło na telefonie.- sprawdziłam czy hasło wciąż jest
takie samo. -Hasło jest takie jakie ustawiłam- odłożyłam telefon na szafkę
nocną.
-Nie
mam pojęcia jak on to zrobił. W każdym bądź razie cieszę się, że zadzwonił do
mnie.
-Teraz
ja mam pytanie, jak się dziś tu dostałaś?- zapytałam.
-Przyjechałam
taxówką, niestety bo mój mąż... A szkoda gadać- machnęła ręką.
-Rozumiem-
położyłam rękę na jej ramieniu. -A co z moją pracą?-nagle mnie olśniło.
-Spokojnie
kochanie, byłam tam i wszystko załatwione, dostaniesz tyle zwolnienia ile
będzie trzeba.
-Myślę
że jutro spokojnie będę mogła iść do pracy-odpowiedziałam.
Te
słowa wywołały u Aliny istny szał, zaczęła na mnie krzyczeć, że nigdzie nie
pójdę. Będę leżeć w domu a jak będzie trzeba to mnie do łóżka przywiąże.
To
było urocze, ale muszę pracować aby mieć pieniądze, w przeciwnym razie nie
zapłacę za stancję i ostatecznie wyląduję pod mostem, a tego bym nie chciała.
Z
tego tematu zeszłyśmy jak zwykle na ploteczki.
-Dzień
dobry- przerwał pogawędkę Remek, wychylający się zza drzwi.
-Hej-
przywitałam się. Byłam zaskoczona że odwiedził mnie, byłam przekonana że
wczoraj to był pierwszy i ostatni raz gdy go zobaczyłam.
-Dzień
dobry, proszę wejdź- zaprosiła go gestem mama Kuby, wstając z krzesła. -Dobra
dzieci ja pójdę do bufetu na kawę, bo w domu nie wypiłam, coś ci kupić Ilonko?-
wzieła torebkę z krzesła.
-Emm...
może wodę, dziękuję- odpowiedziałam już do wychodzącej z sali cioci Aliny.
Remek
przepuścił w drzwiach wychodzącą mamę Kuby, a następnie wszedł z bukietem
kwiatów, był ubrany w dżinsową koszulę zapiętą pod szyje, czarne spodnie
zwęrzane w nogawkach i czerwone jordany, wyglądał mega przystojnie.
Ucieszyłam
się, gdy zobaczyłam kwiaty, w końcu nie codziennie je otrzymuję.
-Hej-
przywitał się z uśmiechem, podchodząc do mojego łóżka.-Nie wiedziałem co ci
kupić, a z pustymi rękoma nie wypada przychodzić w odwiedziny do szpitala więc,
kupiłem kwiaty, bo chyba wszystkie kobiety uwielbiają kwiaty.
-Dziękuję,
to miłe z twojej strony, na prawdę są śliczne. Nie potrzebnie kupowałeś,
aczkolwiek należały mi się takie przeprosiny. Bo gdyby nie ty to bym wjechała
na tą piekielną górę i osiągnęłam bym swój cel, a tak no niestety skończyłam w
szpitalu- zaśmiałam się, przyjmując kwiaty.
-No
przepraszam- spuścił głowę i udawał smutek.
-Kwiaty
sprawiły, że przestałam się gniewać.- odpowiedziałam rzucając okiem na
herbaciane róże leżące na drugiej szafce nocnej, zaporzyczonej od pustego
łóżka.
-Wiedziałem
że kilka badyli załatwi sprawę- zaśmiał się. -No po prostu wiedziałem, czułem
to.
W
tym momencie weszła do sali pielęgniarka.
-Dzień
dobry- przywitał się ReZi.
-Dzień
dobry- uśmiechnęła się pielęgniarka. -Jak się czujesz myszko?- zapytała się ta
sama pielęgniarka co opiekowała się mną gdy trafiłam do szpitala. Odpięła
kroplówkę, wpuściła mi płyn w wenflon by go przepłukać.
-Znakomicie,
to chyba przez to, że dziś wychodzę- wyszczerzyłam się.
-A
pro po tego, za chwilkę przychodzi na oddział twój lekarz, wypisze ci wypis
więc, możesz iść już się przebrać i przygotować do wyjścia ze szpitala.
-Na
prawdę? No to cudownie- zachwyciłam się.
Powoli
przeszłam z półsiadu do pełnego siadu na łóżku i chwyciłam się barierek, gdyż
zakręciło mi się w głowie.
-Pomóż
proszę swojej dziewczynie wstać- zwróciła się pielęgniarka do Remka, słysząc to
zaśmiałam się razem z ReZim.
-Nie,
ja sama- odparłam stanowczo, opusciłam barierki, które mnie chroniły przed
upadkiem z łóżka.
Gdy
poczułam się lepiej opuściłam nogi, wsunęłam stopy w kapcie i wstałam z łóżka,
niestety to był zły pomysł.
Zawroty
i ból głowy były tak silne, że nie mogłam utrzymać równowagi, tylko czułam jak
lecę, na szczęście Remek zdążył mnie chwycić. Uratował mi po raz kolejny życie.
-Dzięki-
moje policzki oblał rumieniec. -Znowu mnie ratujesz... Jak to dziwnie brzmi,
tekst niczym z taniego romansidła- zaśmiałam się.
-Słuchaj
tego: Jestem twoim bohaterem- zaśmiał się obejmując mnie za wcięcie,
wzdrygnęłam się, ponieważ miałam tam łaskotki. -To jest lepsze.
-Dobra
wygrałeś- obięłam go. -Od dziś jesteś Super ReZi- zaśmiałam się.
W
towarzystwie Remka poszłam do łazienki, wyglądaliśmy jak małżeństwo gdyż ReZi
trzymał mnie pod rękę, bo już lepiej się czułam. Moje ośrodki równowagi jeszcze
szwankowały i gdy próbowałam iść sama to, szłam slalomem. Remek miał ze mnie
dobrą beke.
Umyłam
twarz i zęby, chciałam poprawić swój wygląd kosmetykami ale ciocia Alina
przywiozła mi tylko korektor i tusz do rzęs. Ubrałam się w jasne jeansy i
czerwoną zwykłą bluzkę z długim rękawem. Gotowa do wyjścia wzbogaciłam swój
wygląd odrobiną perfum, które również ciocia mi przywiozła.
Wyłoniłam
się z łazienki trzymając się futryny drzwi. Remek wziął jak w drodze do
łazienki moje rzeczy, mnie pod rękę i wróciliśmy do sali.
Pomału
i trzymając się łóżka zaczęłam zbierać swoje rzeczy, a Remek mi pomagał, po
chwili do nas dołączyła ciocia Alina.
Kochana
ciocia Alina przyniosła nam frytki, ucieszyłam się jak dziecko na ich widok.
Remek nie chciał jeść ale Alina ma dar przekonywania i wcisnęła mu, zmuszony do
jedzenia ReZi, pochłoną je szybciej ode mnie.
Dochodziła
12.00 a mojego lekarza ani słychu, ani widu, zaczęłam się niecierpliwić, Alina
widząc to poszła do pielęgniarek i po 10 minutach przyprowadziła mojego
lekarza, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
Niewysoki
mężczyzna ok. 35 lat, łysy o brązowych dużych oczach, z obrączką na palcu.
Ubrany w szpitalny kitel i w piankowe białe krokodylki lub jak ktoś woli
kaloszki.
-Dzień
dobry- przywitał się z uśmiechem.
-Dzień
dobry- odpowiedzieliśmy.
-Jak
się czujesz?- zapytał troskliwie.
-Wyśmienicie-
odpowiedziałam z ulgą, że w reszcie wychodzę ze szpitala.
-Dobrze
w takim razie nie zatrzymuję, proszę oto twój wypis i recepta na zastrzyki-
odpowiedział podając mi papiery.
-A
jakieś zalecenia ma Pan?- zapytała Alina.
-Oczywiście.
Pani Ilono, proszę przez kilka dni odpoczywać, się nie przemęczać za bardzo,
pomału wstawać, pomału siadać i schylać się, bo jak sama pani zauważyła, że
Pani ośrodki równowagi w uszach wciąż nie doszły do siebie. Dlatego jak Pani
wstaje proszę się czegoś trzymac i jak się Pani schyla to też się czegoś
trzymać. Na wypisie napisałem kiedy ma Pani się stawić na wizytę kontrolną.
Zastrzyki Pani kupi to proszę je stosować co 8 godzin, jeżeli jest taka
potrzeba. Igłę radził bym wbijać w udo albo w ramię i wolno wpuszczać zawartość
strzykawki, ale proszę się nie martwić bo w ulotce w tych zastrzykach będzie
wszystko pokazane. Jeżeli sama nie da Pani rady to proszę kogoś poprosić, ma
Pani tutaj tyle osób chętnych do pomocy. Mama popilnuje żebyś odpoczywała, a
brat będzie za Panią chodzić i planować aby się Pani nie przewróciła.
Prawie
wybuchłam śmiechem, na słowa lekarza, który uznał że Remek jest moim bratem a
Alina to nasza mama. Spojrzałam kątem oka na Remka, a następnie na Alinę, oboje
zakrywali dłonią usta by nie było widać, że chichoczą.
Lekarz
nie spostrzegł się że popełnił wtopę, skończył swoją wypowiedź, życzył mi
powrotu do zdrowia i znikł za drzwiami mojej sali.
A
ja ze swoją "rodzinką" parsknęliśmy śmiechem, a później ubraliśmy się
i wyszliśmy ze szpitala.
Remek
w ramach podziękowania za frytki z szpitalnego baru, odwiózł nas do domu.
Gdy
zatrzymaliśmy się na posesji rodziców Kuby, ReZi otworzył mi drzwi, pomógł
wysiąść i wprowadził do środka. Ciocia Alina zaproponowała mu kawę, usiadłam z
nimi i przysłuchiwałam się ich rozmowie, ale było mi nie wygodnie w dżinsach
więc, pomału oddaliłam się z kuchni i trzymając się ściany zmierzałam do
swojego męskiego pokoju.
Z
wielką trudnością przebrałam się w pozycji siedzącej, założyłam czarne leginsy
i szarą zwykłą koszulkę na rekawek z kieszonką na lewej piersi.
Chwyciłam
się oparcia łóżka i wstałam, niestety zbyt szybko. Zakręciło mi się w głowie i
zobaczyłam zwężający się obraz, który tworzył tunel, trzymałam kurczowo oparcie
łóżka, zacisnęłam zęby i czekałam aż zawroty i tunel minął. Po dwóch minutach
wszystko wróciło do normy i mogłam wyjść z pokoju, wróciłam do kuchni, usiadłam
na przeciwko Remka.
Oboje
zachwycili się i zdziwili za razem, że się przebrałam dając radę sama.
Siedzieliśmy
sącząc napoje przygotowane przez ciocię Alinę.
-ReZi
powiedz mi jak dałeś radę zadzwonić do cioci z mojego telefonu, skoro ma
hasło?- zapytałam nagle.
-Nie
pamiętasz? Gdy jechaliśmy do szpitala samochodem z moim kumplem, przebudziłaś
się. Dałaś mi odblokowany telefon, gdy zapytałem się po co mi go dajesz,
kazałaś zadzwonić do mamy Kuby, bo ty ponownie odleciałaś więc to zrobiłem-
opowiedział Remek.
-Pamiętam
tylko upadek, a później czarna dziura. A właśnie co z moim crossem?
-Ehh...
-Coś
z nim nie tak? Mów mi szybko- ponagliłam go, a przed oczami miałam najgorszy
scenariusz w jakim jest stanie.
-Nie
powiem było ciężko, ale przywróciłem go do życia, śmiga jak mały samochodzik.-
uśmiechnął się popijając kawę.
-Jak
dobrze, już się wystraszyłam- przyłożyłam rękę do serca i odetchnęłam z ulgą.
-A ile jestem ci winna za części i naprawę?
-Dużo
pieniędzy, tyle że nie jesteś w stanie mi się wypłacić- droczył się. -Dogadamy
się jakoś, ale nie teraz, kiedy tak pogadamy, teraz musisz odpoczywać-
odpowiedział troskliwie.
Podczas
naszej dalszej rozmowy, wymieniłam się numerami z Remkiem, na potrzeby kontaktu
co do odbioru mojego sprzętu.
Remek
opuścił nasz dom gdy tylko ojciec Kuby przekroczył próg domu, witając
wszystkich chłodnym spojrzeniem i niezadowoleniem na twarzy. Remek minął się z
nim w drzwiach żegnając się w pośpiechu.
Po
wyjściu Remigiusza, wstałam delikatnie z krzesła i poszłam do pokoju, usiadłam
przy biurku włączając laptopa. Przeglądnęłam facebooka, oczywiście
poinformowałam osoby dla mnie najbliższe o pobycie w szpitalu, oczywiście
powiedziałam co było przyczyną pobytu ale nie powiedziałam kto przyczynił się
do tego. Następnie pogadałam na skype z Sebastianem, moim starszym o trzy lata
braciszkiem. Gadało nam się na prawdę dobrze, nawet nie zorientowałam się kiedy
minęły dwie godziny naszej rozmowy.
Po
rozmowie przyszedł czas na obiad, kochana ciocia Alina przyniosła mi go do
pokoju, a po zjedzeniu go wolny czas spędziłam na oglądaniu filmów na yt.
W
między czasie wzięłam prysznic, pogadałam troszkę z mamą Kuby, takie tam
babskie plotki, ciocia przeprosiła mnie za zachowanie swojego męża, widać było
że głupio jest jej za niego, ale to nie ona powinna się wstydzić.
Po
powrocie do pokoju kontynuowałam oglądanie filmików.
Nie
zauważyłam kiedy oczy mi się zamknęły, a kraina snów przywitała mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz