piątek, 13 maja 2016

Rozdział 7

Mój urlop od dwóch dni przestał być aktywny, pomimo gróźb i próśb cioci Aliny poszłam do pracy, a po pracy poszłam na crossy z Remkiem, oczywiście ciocia o niczym nie wiedziała, a crossa odpaliłam jak się oddaliłam od domu.
Bawiłam się za każdym razem świetnie, Remek był nawet zaskoczony, że z dnia na dzień jeżdżę lepiej, to był znak i dla niego że jest dobrym nauczycielem.
A dlaczego z nim jeżdżę?
Dał mi "dwu letnie" kazanie, że nie powinnam jeździć sama, bo nie daj Boże coś mo się stanie i nikt mi nawet mi nie pomoże, a że ja nie mam znajomych w Wodzisławiu więc, nie miał wyjścia i zgodził się ze mną jeździć, puki Kubuś nie wróci.
A to się świetnie składa, bo on ma większe doświadczenie i dzięki niemu się czegoś nowego nauczę, by najmniej mam taką nadzieję. Przy czym zaskoczę Jakuba swoimi umiejętnościami.
Nasze relacje się pogłębiły, ale nie w takim sensie, że zaczynamy ze sobą flirtować, nic z tych rzeczy. Nasza znajomość prowadzi zdecydowanie do przyjaźni i cieszyło mnie to.
Poznałam jego kumpli od krosów, Kimiego i Klapiego, imion nie znam bo oni sami głównie posługiwali się pseudonimami.
Mój dzisiejszy dzień zakończył się pobytem w pracy do późnej godziny, ponieważ mieliśmy bankiet z okazji 50-sięcio lecia małżeństwa, uroczych staruszkókazan
Wracałam do domu późnym popołudniem chodnikiem i czułam jak ze mnie płynie, byłam bardzo zmęczona, moje stopy płonęły pomimo tego, że miałam założone sandały. Marzyłam o zimnym prysznicu i łóżku.
Gdy ostatkiem sił dotarłam do domu, przywitała mnie awantura, która wnet ucichła gdy przekroczyłam próg domu. Ominęłam kłócących się rodziców Kuby i poszłam do swojego pokoju.
Wzięłam swój wymarzony prysznic i ległam na łóżko jak kłoda. Zamykając oczy automatycznie zasnęłam.
-Halo?-zapytałam zaspana, odbierając telefon.
-Siema co robisz?- zapytał znany mi głos lecz w tej chwili nie byłam w stanie go rozpoznać.
-Śpię- odpowiedziałam zamykając oczy, które błagały znów o sen.
-No to ubieraj się za 20 minut będę pod domem i jedziemy.
-Stary nie mam ochoty, miałam dziś ciężki dzień- odpowiedziałam marudząc, bo w tej chwili rozpoznałam głos.
-Będę za 20 minut- powtórzył się.
-ReZi!- odpowiedziałam oburzona. -Jest...
-Pa- przerwał mi i się rozłączył.
Jeny jaki on jest upierdliwy...
Z wielkim wysiłkiem wstałam z łóżka, byłam wciąż zmęczona. Ubrałam leginsy, bokserkę a na to kombinezon, byłam tak zgrzana, że tylko go naciągnęłam do połowy. Wyszłam z pokoju i ciągając nogę za nogą weszłam do kuchni, podeszłam do lodówki zrobiłam przegląd, niestety nic nie przykuło mojej uwagi, więc ją zamknęłam, nie minęły 2 minuty i znów ją otworzyłam z nadzieją że znajdę coś czego nie widziałam za pierwszym razem, niestety nie zauważyłam nic nowego.
Byłam głodna, musiałam coś zjeść, przeglądając po raz trzeci zawartość lodówki od góry do dołu, w końcu zdecydowałam i chwyciłam za jogurt malinowy.
Jadłam go chyba z godzinę, nic mi się nie chciało, a do tego byłam wciąż zaspana i bez makijażu. W tej chwili byłam zła na Remka więc wywalone miałam na to czy widać gdzieś jakiegoś pryszcza, to była jego kara za obudzenie i wyciągnięcie mnie z łóżka.
Wzięłam z pokoju kask, buty, rękawiczki i wyszłam przed dom, usiadłam na schodku przed wejściem do domu, w takiej pozycji czekałam na Remka.
Pomarańczowy cross podjechał pod mój dom.
-Zamorduję cię, jest godzina 21.00 - odpowiedziałam wstając ze schodka. Stałam w sakrpetkach i z zaciągniętym do połowy kombinezonem.
-Jeżeli chcesz tak mocno spać to idź, pojeździmy jutro- zgasił silnik w crossie i siedział na nim.
-Wiesz co? Teraz to ty sobie możesz- odpowiedziałam zdenerwowana.
-Sory, ale muszę nagrać materiał na filmik- zdją kask i obdarował wielkim uśmiechem cwaniaka.
-Jesteś okrutny. Dobra jedziemy zanim zasnę- odpowiedziałam zakładając kombinezon, włożyłam buty, kask. Usiadłam na crossie, założyłam rękawiczki. -Prowadź- krzyknęłam i odpaliłam swoją bestię.
Remek zaprowadził nas na jakąś górę, z której był widok na prawie cały Włodzisław Śląski, widok był niesamowity, ale mieliśmy jeździć po lasach, górach, a nie stać na jakiejś górze. Widocznie ReZi miał inne plany.
Zatrzymaliśmy się i zgasiliśmy silniki.
-I to koniec naszej jazdy?- zdjęłam kask.
-Ee... tak- odpowiedział. -Nie chcę cię męczyć, bo widzę, żeś zmęczona- odpowiedział troskliwie i zsiadł z crossa.
-Jesteś kochany- odpowiedziałam zadziornie rozpinając kombinezon.
-Ej, ej nie musisz, 'dziękuję' wystarczy- zażartował.
-Haha ale z ciebie dowcipniś- powiedziałam ironicznie siadając na trawie.- Jak wygląda randka? -przerwałam narastającą cisze.
-Co?- zapytał zdezorientowany.
-No jak wygląda według ciebie randka?- spojrzałam na niego.
-Sądzę że zwyczajnie, chłopak zabiera swoją ukochaną do kina, na kręgle czy coś takiego.- zakłopotał się.
-To nie jest randka, tylko spotkanie kumpla z kumplem.
-Nie prawda!- zmarszczył brwi ReZi.
-A co zrobiłeś romantycznego dla swojej dziewczyny?
-Na przykład zrobiłem kolację ze świecami- obronił się.
-Jedyne jakie to jest, to oklepane. Dziewczyny chcą aby ich partner był wyjątkowy, oryginalny i przy tym dżentelmenem.
-To jak według ciebie, powinna wyglądać ROMANTYCZNA randka?
-Chłopak powinien zabrać dziewczynę w miejsce dla nich wspólne i ważne dla nich obu. Miejsce te jest już same w sobie magiczne i wprawi obojga w odpowiedni nastrój, ale trzeba je jeszcze troszkę dopieścić, dodać klimatu, charakteru, no i niestety chłopak musi zaskoczyć tu swoją ukochaną swoją kreatywnością.
-Byłaś na takiej randce?
-Nie- uśmiechnęłam się. -Ale pójdę kiedyś, albo sama siebie zabiorę- zaśmiałam się.
-Kto wie, może nie będziesz musiała zabierać sama siebie-odpowiedział.
-Nie rozumiem- skrzywiłam się.
-Pocieszam cię- wyjaśnił. Chodź nie uwierzyłam mu w to, coś musiało być na rzeczy, że tak powiedział.
-Dziękuję jesteś kochany... Jestem taka samotna. Nie mam znajomych, przyjaciół, a rodzina daleko- wyjawiłam "załamana".
-Powiedz mi coś o sobie, bo ja ci opowiedziałem o swojej rodzinie, nawet powiedziałem ci jak to było, że omal nie skończyłem jako inwalida, a ty wciąż nic mi o sobie nie powiedziałaś.
Miał na mnie haka.
-O czym chcesz wiedzieć?- zapytałam zniesmaczona.
-Na przykład opowiedz mi o swoich rodzicach.- uśmiechnął się zwycięsko.
-Moja mama pracuje jako gospodyni, opiekuje się bardzo dużym domem, jest zadowolona z tej pracy, lubi to robić. Mój tata wyjeżdża do Niemiec i łapie się tam każdej roboty, ale z wykształcenia jest glazurnikiem. Mój brat pracuje na kolei, chodź z wykształcenia jest pracownikiem straży granicznej.
To są takie ogólne informacje o mojej rodzinie.
-Twój tata często wyjeżdża?
-Nie tyle ile bym chciała.
-Dlaczego?
-No bo widzisz- wziełam oddech, przygotowując się na długie opowiadanie. -Ja mieszkam na obrzeżach miasta, gdzie rolnictwo nie jest zbyt duże ale jest. Nie wiem czy się orientujesz ale rolnicy, co prawda nie wszyscy, są pijakami. Ja mieszkam właśnie obok takiego gospodarza, a moi rodzice dobrze się trzymają z nim.
Mój tata u niego coś robi jeżeli trzeba, ale i my kilka razy potrzebowaliśmy jego pomocy. Przechodząc do sedna, gdy mój tata wraca do domu z niemiec, od razu jest telefon, że jak wrócił to on stawia, jakby mój tata nie miał innych wydatków. Gdy tego nie zrobi to jest obrażony i obrabia mojemu tacie dupe. Tata nie lubi być w złości z nikim więc idzie, a gdy pije tak dzień, dwa zaczynają się awantury, tego nie da się znieść. Nawet najtwardszy zmięknie kiedy, usłyszy od swojego ojca, że jest dziwką, szmatą, że daje dupy, że skończy jako prostytutka...- odpowiedziałam ze łzami w oczach. -To boli, nawet bardzo- dodałam, a łza spłynęła mi po policzku.
Remek widząc moje załamanie objął mnie ramieniem, w geście pocieszenia i wsparcia.
-Przepraszam
-Nie przepraszaj, nic się nie stało i tak bym musiała ci powiedzieć-odpowiedziałam wycierając łzy. -Teraz przynajmniej wiesz dlaczego wolę jak tata siedzi w Niemczech.- odpowiedziałam i zapadła cisza. -Tylko proszę nie pomyśl o mojej rodzinie jako o jakiejś patologicznej, bardzo bym tego nie chciała.
-Wcale tak nie pomyślałem.
-Cieszę się- odpowiedziałam po czym znów zapadła cisza.-Miałam kiedyś wypadek samochodowy- odpowiedziałam przerywając ciszę. -Miałam zmiażdżoną nogę, też mogłam zostać kaleką. Jak widzisz mamy coś wspólnego.- wyszczerzyłam się do obejmującego mnie Remka. -Dzięki Bogu chodzę i nie mam dużej blizny po tym wypadku, co prawda moja noga czasem przypomina o sobie, a szczególnie przy zmianie pogody, ale mam ją- pogłaskałam nogę. -Nie wiem czy wiesz ale, jestem dzieckiem pechu ponieważ, miałam w dzieciństwie pełno wypadków np. gdy byłam dość małym dzieckiem i jechałam z dziadkiem rowerem wsadziłam nogę w szprychy, później bawiąc się z kuzynem w "lawę", pociągnął mnie za rękę bo chciał mnie uratować i wyciągnął mi rękę ze stawu, kolejny wypadek: jadąc na rowerze, który był przyczepiony za ster do drugiego, wjechałam w jakieś maszyny rolnicze i rozwaliłam sobie szczękę; bawiąc się z bratem wpadłam na kant ściany i rozcięłam sobie głowę; miałam zapalenie po kleszczowe; złamałam sobie najmniejszy paluszek w prawej nodze bo zrzuciłam sobie wierzch od pufy, kilka krotnie skręciłam sobie kostkę i nadgarstki, ale co najśmieszniejsze nic sobie jeszcze nie złamałam jeżeli chodzi o kości- rozweseliłam się.
-Dziecko pecha- zaśmiał się w jego stylu czyli, takim dławiącym się śmiechem.
-To właśnie ja- odpowiedziałam dumnie.
-Cud że jeszcze żyjesz- odpowiedział wciąż się śmiejąc.
-Wiem i sama jestem pełna podziwu- odpowiedziałam z uśmiechem.
-A może jesteś szczęściarzem, a nie pechowcem- spojrzał na mnie wymownie.
-Może i masz rację- zamyśliłam się.
Dalej rozmawialiśmy o pierdołach, wydurnialiśmy się by poprawić sobie humor po takich wyznaniach.
Gdy zapadł zmierzch leżeliśmy i patrzyliśmy w gwiazdy, marząc. 
W końcu przyszedł taki moment i musieliśmy wracać do domu. Remek odprowadził mnie do domu, zapytał w ostatniej chwili zanim zniknęłam zza drzwiami, czy bym nie chciała z nim i z Wiktorią (Remka siostrą) pojechać na całą niedzielę do Wrocławia, ma tam się spotkać z Multim i organizatorami meet up'a, a ja z Wiktorią bym pochodziła po sklepach, zgodziłam się.
Weszłam do domu a w kuchni krzątała się ciocia Alina, podeszłam do niej i ją przytuliłam.
-Ojej co się stało Ilonko?- zapytała odwzajemniając uścisk.
-Jesteś cudowną kobietą, żoną i matką. Nie zmieniaj się.
-Dziękuję myszko, nie zamierzam, powiedz mi co się stało?-zapytała wciąż przytulając.
-Nic, po prostu chciałam żebyś to wreszcie usłyszała- odpowiedziałam wypuszczając z objęć ciocię Alinę.
-Jesteś głodna?- zapytała podchodząc do lodówki.
-Troszkę- odpowiedziałam z uśmiechem, po czym usiadłam przy stole. Równie dobrze sama sobie mogłam zrobić jedzenie, ale jak jest Alina w kuchni nikt nie może niczego dotykać.
Ciocia zrobiła mi i sobie tosty po czym poszłyśmy do pokoju Kuby, włączyłyśmy jakieś romansidło i oglądałyśmy do późna. Po filmie poszłyśmy spać.
-Halo-nodebrałam telefon który mnie obudził.
-Ty jeszcze śpisz?- zapytał zdziwiony Remek.
-A co mam robić? Tańczyć?- zapytałam ironicznie, przewracając się na drugi bok.
-Zaraz wpadamy po ciebie.- oznajmił.
-Oszalałeś?! Nie zdążę się ogarnąć- podniosłam się do siadu. -Nie śpieszcie się- zakończyłam rozmowę i zerwałam się z łóżka.
Wygrzebałam w pośpiechu z szafy jasne jeansy, łososiową luźną bluzkę na ramiączkach, a do tego białe krótkie trampki, wyciągnęłam sweterek w morskim kolorze. Szybko ubrałam się, pakując w miedzy czasie beżową torbę. Zaczęłam robić makijaż, zrobiłam pierwszą kreskę, usłyszałam że, Remek przyjechał, wyszłam z pokoju, w kuchni przy oknie stała ciocia Alina.
-Dzień dobry ciociu- odpowiedziałam. Alina stała przy oknie i się w niego wpatrywała.
-Dzień dobry. Właśnie chyba ktoś do nas przyjechał-odpowiedziała powtórnie wpatrując się w okno.
-Tak, to Remek, mogłabyś go zaprosić do środka? Bo jadę z nim i z jego siostrą do Wrocławia.
-Oczywiście- uśmiechnęła się życzliwie.
-Dziękuję- odpowiedziałam po czym wróciłam biegiem do pokoju.
Skończyłam makijaż, popsikałam się perfumą i wyszłam z pokoju.
-Siema- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Hej- przywitali się Remek z Wiktorią.
-Jestem Ilona- podałam rękę dla Wiktorii.
-Wiktoria- uścisnęła moją dłoń Wiki.
-Ilonko właśnie Remek mi opowiada o waszych crossach.
-Tak a co powiedział?- zapytałam zaciekawiona.
-Wychwala jak świetnie sobie radzisz, mam nadzieję że uważasz na siebie- spojrzała troskliwie.
-Oczywiście ciociu i wcale nie radzę sobie tak jak mówi, nie wierz mu ciociu- odpowiedziałam posyłając chytry uśmiech.
-Jak to nie? Nie opowiadaj głupot, śmigasz jak dzika po lesie- wtrącił Rezi.
-A ja potwierdzam, widziałam filmiki- odpowiedziała Wiktoria.
-Weźcie bo się zarumienię- odpowiedziałam udając zawstydzoną.
-Zjecie coś?- zapytała ciocia Alina.
-Nie, nie jesteśmy głodni- odpowiedział Remek.
-Zrobiłam pancake'i - odpowiedziała stawiając na stole talerz pełen angielskich naleśników. Po chwili dała każdemu po talerzyku i widelcu. -eDzieci jedzcie, a później możecie jechać gdzie chcecie.
Byłam głodna jak wilk, nie wytrzymałabym drogi do Wrocławia, kochana ciocia.
Zjedliśmy naleśniki po czym wyruszyliśmy w trasę. Siedziałam z przodu na miejscu pasażera, Remek kierował a Wiki siedziała z tyłu.
W czasie drogi gdy nie śpiewaliśmy to rozmawialiśmy, Remek opowiadał o meet up'ie który miał się odbyć na początku Lipca. To był na prawdę ciekawy temat, im dłużej słuchałam, tym co raz bardziej chciałam na niego pojechać, bo nigdy nie byłam i wątpię bym kiedy kolwiek się wybrała na taką imprezę.