Mój
urlop od dwóch dni przestał być aktywny, pomimo gróźb i próśb cioci Aliny
poszłam do pracy, a po pracy poszłam na crossy z Remkiem, oczywiście ciocia o
niczym nie wiedziała, a crossa odpaliłam jak się oddaliłam od domu.
Bawiłam
się za każdym razem świetnie, Remek był nawet zaskoczony, że z dnia na dzień
jeżdżę lepiej, to był znak i dla niego że jest dobrym nauczycielem.
A
dlaczego z nim jeżdżę?
Dał
mi "dwu letnie" kazanie, że nie powinnam jeździć sama, bo nie daj
Boże coś mo się stanie i nikt mi nawet mi nie pomoże, a że ja nie mam znajomych
w Wodzisławiu więc, nie miał wyjścia i zgodził się ze mną jeździć, puki Kubuś
nie wróci.
A
to się świetnie składa, bo on ma większe doświadczenie i dzięki niemu się
czegoś nowego nauczę, by najmniej mam taką nadzieję. Przy czym zaskoczę Jakuba
swoimi umiejętnościami.
Nasze
relacje się pogłębiły, ale nie w takim sensie, że zaczynamy ze sobą flirtować,
nic z tych rzeczy. Nasza znajomość prowadzi zdecydowanie do przyjaźni i
cieszyło mnie to.
Poznałam
jego kumpli od krosów, Kimiego i Klapiego, imion nie znam bo oni sami głównie
posługiwali się pseudonimami.
Mój
dzisiejszy dzień zakończył się pobytem w pracy do późnej godziny, ponieważ
mieliśmy bankiet z okazji 50-sięcio lecia małżeństwa, uroczych staruszkókazan
Wracałam
do domu późnym popołudniem chodnikiem i czułam jak ze mnie płynie, byłam bardzo
zmęczona, moje stopy płonęły pomimo tego, że miałam założone sandały. Marzyłam
o zimnym prysznicu i łóżku.
Gdy
ostatkiem sił dotarłam do domu, przywitała mnie awantura, która wnet ucichła
gdy przekroczyłam próg domu. Ominęłam kłócących się rodziców Kuby i poszłam do
swojego pokoju.
Wzięłam
swój wymarzony prysznic i ległam na łóżko jak kłoda. Zamykając oczy
automatycznie zasnęłam.
-Halo?-zapytałam
zaspana, odbierając telefon.
-Siema
co robisz?- zapytał znany mi głos lecz w tej chwili nie byłam w stanie go
rozpoznać.
-Śpię-
odpowiedziałam zamykając oczy, które błagały znów o sen.
-No
to ubieraj się za 20 minut będę pod domem i jedziemy.
-Stary
nie mam ochoty, miałam dziś ciężki dzień- odpowiedziałam marudząc, bo w tej
chwili rozpoznałam głos.
-Będę
za 20 minut- powtórzył się.
-ReZi!-
odpowiedziałam oburzona. -Jest...
-Pa-
przerwał mi i się rozłączył.
Jeny
jaki on jest upierdliwy...
Z
wielkim wysiłkiem wstałam z łóżka, byłam wciąż zmęczona. Ubrałam leginsy,
bokserkę a na to kombinezon, byłam tak zgrzana, że tylko go naciągnęłam do
połowy. Wyszłam z pokoju i ciągając nogę za nogą weszłam do kuchni, podeszłam
do lodówki zrobiłam przegląd, niestety nic nie przykuło mojej uwagi, więc ją
zamknęłam, nie minęły 2 minuty i znów ją otworzyłam z nadzieją że znajdę coś
czego nie widziałam za pierwszym razem, niestety nie zauważyłam nic nowego.
Byłam
głodna, musiałam coś zjeść, przeglądając po raz trzeci zawartość lodówki od
góry do dołu, w końcu zdecydowałam i chwyciłam za jogurt malinowy.
Jadłam
go chyba z godzinę, nic mi się nie chciało, a do tego byłam wciąż zaspana i bez
makijażu. W tej chwili byłam zła na Remka więc wywalone miałam na to czy widać
gdzieś jakiegoś pryszcza, to była jego kara za obudzenie i wyciągnięcie mnie z
łóżka.
Wzięłam
z pokoju kask, buty, rękawiczki i wyszłam przed dom, usiadłam na schodku przed
wejściem do domu, w takiej pozycji czekałam na Remka.
Pomarańczowy
cross podjechał pod mój dom.
-Zamorduję
cię, jest godzina 21.00 - odpowiedziałam wstając ze schodka. Stałam w
sakrpetkach i z zaciągniętym do połowy kombinezonem.
-Jeżeli
chcesz tak mocno spać to idź, pojeździmy jutro- zgasił silnik w crossie i
siedział na nim.
-Wiesz
co? Teraz to ty sobie możesz- odpowiedziałam zdenerwowana.
-Sory,
ale muszę nagrać materiał na filmik- zdją kask i obdarował wielkim uśmiechem
cwaniaka.
-Jesteś
okrutny. Dobra jedziemy zanim zasnę- odpowiedziałam zakładając kombinezon,
włożyłam buty, kask. Usiadłam na crossie, założyłam rękawiczki. -Prowadź-
krzyknęłam i odpaliłam swoją bestię.
Remek
zaprowadził nas na jakąś górę, z której był widok na prawie cały Włodzisław
Śląski, widok był niesamowity, ale mieliśmy jeździć po lasach, górach, a nie
stać na jakiejś górze. Widocznie ReZi miał inne plany.
Zatrzymaliśmy
się i zgasiliśmy silniki.
-I
to koniec naszej jazdy?- zdjęłam kask.
-Ee...
tak- odpowiedział. -Nie chcę cię męczyć, bo widzę, żeś zmęczona- odpowiedział
troskliwie i zsiadł z crossa.
-Jesteś
kochany- odpowiedziałam zadziornie rozpinając kombinezon.
-Ej,
ej nie musisz, 'dziękuję' wystarczy- zażartował.
-Haha
ale z ciebie dowcipniś- powiedziałam ironicznie siadając na trawie.- Jak
wygląda randka? -przerwałam narastającą cisze.
-Co?-
zapytał zdezorientowany.
-No
jak wygląda według ciebie randka?- spojrzałam na niego.
-Sądzę
że zwyczajnie, chłopak zabiera swoją ukochaną do kina, na kręgle czy coś
takiego.- zakłopotał się.
-To
nie jest randka, tylko spotkanie kumpla z kumplem.
-Nie
prawda!- zmarszczył brwi ReZi.
-A
co zrobiłeś romantycznego dla swojej dziewczyny?
-Na
przykład zrobiłem kolację ze świecami- obronił się.
-Jedyne
jakie to jest, to oklepane. Dziewczyny chcą aby ich partner był wyjątkowy,
oryginalny i przy tym dżentelmenem.
-To
jak według ciebie, powinna wyglądać ROMANTYCZNA randka?
-Chłopak
powinien zabrać dziewczynę w miejsce dla nich wspólne i ważne dla nich obu. Miejsce
te jest już same w sobie magiczne i wprawi obojga w odpowiedni nastrój, ale
trzeba je jeszcze troszkę dopieścić, dodać klimatu, charakteru, no i niestety
chłopak musi zaskoczyć tu swoją ukochaną swoją kreatywnością.
-Byłaś
na takiej randce?
-Nie-
uśmiechnęłam się. -Ale pójdę kiedyś, albo sama siebie zabiorę- zaśmiałam się.
-Kto
wie, może nie będziesz musiała zabierać sama siebie-odpowiedział.
-Nie
rozumiem- skrzywiłam się.
-Pocieszam
cię- wyjaśnił. Chodź nie uwierzyłam mu w to, coś musiało być na rzeczy, że tak
powiedział.
-Dziękuję
jesteś kochany... Jestem taka samotna. Nie mam znajomych, przyjaciół, a rodzina
daleko- wyjawiłam "załamana".
-Powiedz
mi coś o sobie, bo ja ci opowiedziałem o swojej rodzinie, nawet powiedziałem ci
jak to było, że omal nie skończyłem jako inwalida, a ty wciąż nic mi o sobie
nie powiedziałaś.
Miał
na mnie haka.
-O
czym chcesz wiedzieć?- zapytałam zniesmaczona.
-Na
przykład opowiedz mi o swoich rodzicach.- uśmiechnął się zwycięsko.
-Moja
mama pracuje jako gospodyni, opiekuje się bardzo dużym domem, jest zadowolona z
tej pracy, lubi to robić. Mój tata wyjeżdża do Niemiec i łapie się tam każdej
roboty, ale z wykształcenia jest glazurnikiem. Mój brat pracuje na kolei, chodź
z wykształcenia jest pracownikiem straży granicznej.
To
są takie ogólne informacje o mojej rodzinie.
-Twój
tata często wyjeżdża?
-Nie
tyle ile bym chciała.
-Dlaczego?
-No
bo widzisz- wziełam oddech, przygotowując się na długie opowiadanie. -Ja
mieszkam na obrzeżach miasta, gdzie rolnictwo nie jest zbyt duże ale jest. Nie
wiem czy się orientujesz ale rolnicy, co prawda nie wszyscy, są pijakami. Ja
mieszkam właśnie obok takiego gospodarza, a moi rodzice dobrze się trzymają z
nim.
Mój
tata u niego coś robi jeżeli trzeba, ale i my kilka razy potrzebowaliśmy jego pomocy.
Przechodząc do sedna, gdy mój tata wraca do domu z niemiec, od razu jest
telefon, że jak wrócił to on stawia, jakby mój tata nie miał innych wydatków.
Gdy tego nie zrobi to jest obrażony i obrabia mojemu tacie dupe. Tata nie lubi
być w złości z nikim więc idzie, a gdy pije tak dzień, dwa zaczynają się
awantury, tego nie da się znieść. Nawet najtwardszy zmięknie kiedy, usłyszy od
swojego ojca, że jest dziwką, szmatą, że daje dupy, że skończy jako
prostytutka...- odpowiedziałam ze łzami w oczach. -To boli, nawet bardzo-
dodałam, a łza spłynęła mi po policzku.
Remek
widząc moje załamanie objął mnie ramieniem, w geście pocieszenia i wsparcia.
-Przepraszam
-Nie
przepraszaj, nic się nie stało i tak bym musiała ci powiedzieć-odpowiedziałam
wycierając łzy. -Teraz przynajmniej wiesz dlaczego wolę jak tata siedzi w
Niemczech.- odpowiedziałam i zapadła cisza. -Tylko proszę nie pomyśl o mojej
rodzinie jako o jakiejś patologicznej, bardzo bym tego nie chciała.
-Wcale
tak nie pomyślałem.
-Cieszę
się- odpowiedziałam po czym znów zapadła cisza.-Miałam kiedyś wypadek
samochodowy- odpowiedziałam przerywając ciszę. -Miałam zmiażdżoną nogę, też
mogłam zostać kaleką. Jak widzisz mamy coś wspólnego.- wyszczerzyłam się do
obejmującego mnie Remka. -Dzięki Bogu chodzę i nie mam dużej blizny po tym
wypadku, co prawda moja noga czasem przypomina o sobie, a szczególnie przy
zmianie pogody, ale mam ją- pogłaskałam nogę. -Nie wiem czy wiesz ale, jestem
dzieckiem pechu ponieważ, miałam w dzieciństwie pełno wypadków np. gdy byłam
dość małym dzieckiem i jechałam z dziadkiem rowerem wsadziłam nogę w szprychy,
później bawiąc się z kuzynem w "lawę", pociągnął mnie za rękę bo
chciał mnie uratować i wyciągnął mi rękę ze stawu, kolejny wypadek: jadąc na
rowerze, który był przyczepiony za ster do drugiego, wjechałam w jakieś maszyny
rolnicze i rozwaliłam sobie szczękę; bawiąc się z bratem wpadłam na kant ściany
i rozcięłam sobie głowę; miałam zapalenie po kleszczowe; złamałam sobie
najmniejszy paluszek w prawej nodze bo zrzuciłam sobie wierzch od pufy, kilka
krotnie skręciłam sobie kostkę i nadgarstki, ale co najśmieszniejsze nic sobie
jeszcze nie złamałam jeżeli chodzi o kości- rozweseliłam się.
-Dziecko
pecha- zaśmiał się w jego stylu czyli, takim dławiącym się śmiechem.
-To
właśnie ja- odpowiedziałam dumnie.
-Cud
że jeszcze żyjesz- odpowiedział wciąż się śmiejąc.
-Wiem
i sama jestem pełna podziwu- odpowiedziałam z uśmiechem.
-A
może jesteś szczęściarzem, a nie pechowcem- spojrzał na mnie wymownie.
-Może
i masz rację- zamyśliłam się.
Dalej
rozmawialiśmy o pierdołach, wydurnialiśmy się by poprawić sobie humor po takich
wyznaniach.
Gdy
zapadł zmierzch leżeliśmy i patrzyliśmy w gwiazdy, marząc.
W
końcu przyszedł taki moment i musieliśmy wracać do domu. Remek odprowadził mnie
do domu, zapytał w ostatniej chwili zanim zniknęłam zza drzwiami, czy bym nie
chciała z nim i z Wiktorią (Remka siostrą) pojechać na całą niedzielę do
Wrocławia, ma tam się spotkać z Multim i organizatorami meet up'a, a ja z
Wiktorią bym pochodziła po sklepach, zgodziłam się.
Weszłam
do domu a w kuchni krzątała się ciocia Alina, podeszłam do niej i ją
przytuliłam.
-Ojej
co się stało Ilonko?- zapytała odwzajemniając uścisk.
-Jesteś
cudowną kobietą, żoną i matką. Nie zmieniaj się.
-Dziękuję
myszko, nie zamierzam, powiedz mi co się stało?-zapytała wciąż przytulając.
-Nic,
po prostu chciałam żebyś to wreszcie usłyszała- odpowiedziałam wypuszczając z
objęć ciocię Alinę.
-Jesteś
głodna?- zapytała podchodząc do lodówki.
-Troszkę-
odpowiedziałam z uśmiechem, po czym usiadłam przy stole. Równie dobrze sama
sobie mogłam zrobić jedzenie, ale jak jest Alina w kuchni nikt nie może niczego
dotykać.
Ciocia
zrobiła mi i sobie tosty po czym poszłyśmy do pokoju Kuby, włączyłyśmy jakieś
romansidło i oglądałyśmy do późna. Po filmie poszłyśmy spać.
-Halo-nodebrałam
telefon który mnie obudził.
-Ty
jeszcze śpisz?- zapytał zdziwiony Remek.
-A
co mam robić? Tańczyć?- zapytałam ironicznie, przewracając się na drugi bok.
-Zaraz
wpadamy po ciebie.- oznajmił.
-Oszalałeś?!
Nie zdążę się ogarnąć- podniosłam się do siadu. -Nie śpieszcie się- zakończyłam
rozmowę i zerwałam się z łóżka.
Wygrzebałam
w pośpiechu z szafy jasne jeansy, łososiową luźną bluzkę na ramiączkach, a do
tego białe krótkie trampki, wyciągnęłam sweterek w morskim kolorze. Szybko
ubrałam się, pakując w miedzy czasie beżową torbę. Zaczęłam robić makijaż,
zrobiłam pierwszą kreskę, usłyszałam że, Remek przyjechał, wyszłam z pokoju, w
kuchni przy oknie stała ciocia Alina.
-Dzień
dobry ciociu- odpowiedziałam. Alina stała przy oknie i się w niego wpatrywała.
-Dzień
dobry. Właśnie chyba ktoś do nas przyjechał-odpowiedziała powtórnie wpatrując
się w okno.
-Tak,
to Remek, mogłabyś go zaprosić do środka? Bo jadę z nim i z jego siostrą do
Wrocławia.
-Oczywiście-
uśmiechnęła się życzliwie.
-Dziękuję-
odpowiedziałam po czym wróciłam biegiem do pokoju.
Skończyłam
makijaż, popsikałam się perfumą i wyszłam z pokoju.
-Siema-
odpowiedziałam z uśmiechem.
-Hej-
przywitali się Remek z Wiktorią.
-Jestem
Ilona- podałam rękę dla Wiktorii.
-Wiktoria-
uścisnęła moją dłoń Wiki.
-Ilonko
właśnie Remek mi opowiada o waszych crossach.
-Tak
a co powiedział?- zapytałam zaciekawiona.
-Wychwala
jak świetnie sobie radzisz, mam nadzieję że uważasz na siebie- spojrzała
troskliwie.
-Oczywiście
ciociu i wcale nie radzę sobie tak jak mówi, nie wierz mu ciociu-
odpowiedziałam posyłając chytry uśmiech.
-Jak
to nie? Nie opowiadaj głupot, śmigasz jak dzika po lesie- wtrącił Rezi.
-A
ja potwierdzam, widziałam filmiki- odpowiedziała Wiktoria.
-Weźcie
bo się zarumienię- odpowiedziałam udając zawstydzoną.
-Zjecie
coś?- zapytała ciocia Alina.
-Nie,
nie jesteśmy głodni- odpowiedział Remek.
-Zrobiłam
pancake'i - odpowiedziała stawiając na stole talerz pełen angielskich
naleśników. Po chwili dała każdemu po talerzyku i widelcu. -eDzieci jedzcie, a
później możecie jechać gdzie chcecie.
Byłam
głodna jak wilk, nie wytrzymałabym drogi do Wrocławia, kochana ciocia.
Zjedliśmy
naleśniki po czym wyruszyliśmy w trasę. Siedziałam z przodu na miejscu
pasażera, Remek kierował a Wiki siedziała z tyłu.
W
czasie drogi gdy nie śpiewaliśmy to rozmawialiśmy, Remek opowiadał o meet up'ie
który miał się odbyć na początku Lipca. To był na prawdę ciekawy temat, im
dłużej słuchałam, tym co raz bardziej chciałam na niego pojechać, bo nigdy nie
byłam i wątpię bym kiedy kolwiek się wybrała na taką imprezę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz