poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 5

Wstałam z ogromnym wysiłkiem z łóżka i poszłam doprowadzić się do porządku, zrobiłam makijaż, ubrałam się w białą bluzeczkę i czarną spódniczkę, włożyłam koturny. W między czasie spakowałam baletki w których wczoraj przyszłam z pracy.
Gotowa do pracy wyszłam z pokoju i zmierzyłam w stronę kuchni, niestety powstrzymała mnie kłótnia rodziców Kuby.
Niechcący wszystko usłyszałam, te krzyki, te oszczerstwa taty Kuby wobec mamy Kuby.
-Jak ty się odnosisz do mnie?! Za to co ci ofiarowałem?! Tak mi dziękujesz za to do czego doszłaś przy mnie?! Gdyby nie ja to byś nie mieszkała tutaj tylko wciąż w tej ruderze !
-Mów ciszej Ilona wszystko usłyszy- uciszyła go spokojnym głosem mama Kuby.
-Gówno mnie to obchodzi!!! A niech wie jakim niewdzięcznikiem jest moja żona- machnął ręką i zapchał swoją buzię śniadaniem.
-Za co mam dziękować? Miałam dwóch synów mam teraz jednego, powiedz mi dlaczego tak jest?- jej głos zadrżał.
-To była jego decyzja, sam zaciągnął się do wojska. Mógł siedzieć w domu ale wolał zginąć na froncie.- odpowiedział z pełną buzią.
-A dlaczego się zaciągnął? Bo z tobą nie da się wytrzymać, miał dość twojego picia, wolał zginąć niż oglądać ciebie pijanego.- odpowiedziała łamiącym się głosem.
-Zaciągnął się bo tak wykazał jego plan, koniec kropka-odpowiedział i zajął się konsumowaniem śniadania.
Nim postanowiłam się ujawnić, zza ściany tata Kuby wstał od stołu i poszedł do pokoju. Z ulgą wyszłam zza ściany, ponieważ nie przepadałam za tatą Kuby, a nawet się go bałam i nie chciałam niego napotkać.
-Dzień dobry- przywitałam mamę Kuby promiennym uśmiechem.
-Dzień dobry słońce jak Ci się spało?- zapytała ze szyucznym uśmiechem stawiając kubek kawy na stole.
-Kiepsko, nie mam ochoty iść do pracy.- usiadłam przy stole.
-Nie martw się szybko zleci- odpowiedziała siadając obok mnie.
-Mam nadzieję- odpowiedziałam. -Dzień dobry- przywitałam się z ojcem Kuby.
-Idę do pracy. Cześć- odpowiedział oschle i zniknął zza drzwiami.
Po sytym śniadaniu spędzonym na pogaduszkach z mamą Kuby musiałam iść do pracy, wyszłam i nieśpiesznym krokiem zmierzyłam w stronę Hotelu.
Weszłam do szatni przebrać się, gdy wyszłam z niej moja "mentorka" oznajmiła mi dwie wiadomości: po 1. Mój uniform przyszedł, po 2.pracuję dziś tylko 6 godzin. Ostatnia wiadomość ucieszyła mnie najbardziej, automatycznie nabrałam energii i chęci do pracy.
Po założeniu uniformu poszłam na salę i uśmiechałam się jak tylko mogłam i do kogo tylko mogłam. Zaczęłam sprzątać po śniadaniu, znosiłam wszystko z bufetu, następnie zajęłam się sprzątaniem sali, a do pomocy poprosiłam jakąś lalę, która tam pracowała od 1,5 roku, nazywała się Kornelia. Na sam widok mam ochotę podejść i zeskrobać jej tą tapetę z ryja.
Z wielkim grymasem pomogła mi, aż scyzoryk mi się otworzył.
Wciąż wmawiałam sobie, że nawet ona dnia mi nie zepsuje. To mnie utrzymywało przy zdrowych zmysłach i przy tym, aby przypadkiem nic nie zrobić dla tej tlenionej blondyny.
Za barem lub kelnerstwie zawsze jest coś do roboty np. prasowanie obrusów, polerowanie zastawy, uzupełnianie asortymentu na sali jak i poza nią.
Tak właśnie minęło 6 godzin mojej pracy, byłam prze szczęśliwa kiedy wyszłam z hotelu i zmierzyłam w stronę domu.
Z wielkim uśmiechem weszłam do domu, krzycząc na cały domu "Jestem".
Szybko przyszła mnie przywitać mama Kuby z poduszką w ręku.
Po wyjaśnieniu jej co się stało, że tak szybko jestem w domu, poszłam się przebrać a następnie pomogłam zmieniać pościel dla mamy Kubusia.
O 15.00 skończyłyśmy nie tylko zmieniać pościel ale również myć okna.
A w ramach relaksu namówiłam mamę Kuby na drobne zakupy.
Połaziłyśmy po sklepach, przy okazji poznałam okolicę, po drodze spotkaliśmy jadący pomarańczowy cross, a za jakiś czas kolejne. Witać że crossy są tu dość popularne, tak jak u mnie są asfalty i wszyscy jeżdżą motocyklami, tak tu są góry i pagórki, idealne do zdobywania przez crossy.
Byłam wściekła i zarazem podekscytowana po ujrzeniu crossa, bo narobił mi wielkiej ochoty by samej wybrać się na przejażdżkę po lesie, nie zważając już na obolałe mięśnie i siniaki.
Tuż po powrocie do domu z zakupów, na których było idealnie, obie się wyluzowałyśmy i bawiłyśmy się świetnie.
Napotkałyśmy ojca Kuby, spiorunował nas wzrokiem, ale po chwili przywitał się z nami, nawet się uśmiechnął, mama Kuby zmyśliła, że pomagała mi w zakupach. Nie mogła powiedzieć prawdy, bo z tego co powiedziała mi później mama Kuby, mogło by to się skończyć awanturą, po której tak czy tak musiała by oddać ciuchy. Natomiast w takiej sytuacji przyjął to w miarę ulgowo, a mama Kuby stopniowo będzie pokazywać nowe ciuszki.
Po wspólnie zrobionym objedzie postanowiłam wybrać się na upragnione crossy, szybciutko wcisnęłam się w mój strój, jeszcze tylko kask, buty, rękawiczki i jazda.
Wjechałam do lasu niczym demon prędkości, przekroczyłam swoje wyobrażenia na temat świrowania, byłam zbyt podekscytowana by jechać ostrożnie i uważać.
Wszystko było na spontanie, dałam upust swoim emocjom i świrowi w mojej głowie.
Nawet spróbowałam podjechać pod wielką górę, przy czym złamałam dane słowo dla Kuby, że nie będę pod nią próbować podjeżdżać, no ale raz się żyje. Moja próba zakończyła się nie powodzeniem gdyż nawet nie podjechałam do połowy góry.
Podczas szaleństwa na łące i mniejszych górkach zauważyłam ten sam cross co na ulicy (ten pomarańczowy), prawdopodobnie on mnie też zauważył zaczął zmierzać w moją stronę, zawróciłam się na zrywie aż ziemia wystrzeliła z pod mojego koła i uciekłam do lasu.
Ciężko było mi wyjaśnić dlaczego uciekłam, może obawiałam się, że mnie wyśmieje "Dziewczyna na crossie?"
Gdy tylko owy cross zniknął z mojego pola widzenia znów wyjechałam na otwarty teren, podejmując kolejną próbę podjechania pod górkę, wzięłam jeszcze większy rozbieg niż przy poprzedniej próbie i ruszyłam ze zrywem nabierając wysokiej prędkości. Wszystko szło tak jak powinno być, szczyt góry był coraz bliżej mnie, w głowie miałam tylko jedną myśl "Uda mi się", było ciężko, kilka zachwiań, drgnięć, odbić ale to mnie nie powstrzymywało przy zdobyciu olbrzymiej góry. Byłam prawie na samym szczycie gdy pomarańczowy cross pojawił się na krawędzi góry, stał bokiem, idealnie na mojej drodze, był 1,5 metra ode mnie, nie wiedziałam co mam robić, przecież się nie zatrzymam, to było niemożliwe, zbyt dużą miałam prędkość. W głowie już widziałam jak się zderzamy, chciałam tego uniknąć za wszelką cenę. Spanikowałam i wywróciłam się z crossem, zaczęliśmy oboje zjeżdżać (ja i cross) z olbrzymiej góry, moja noga się zaklinowała o hamulec przez co ciągnęłam crossa za sobą. Po kilku metrach moja noga wyswobodziła się przy czym już nie zjeżdżałam głową w dół, tylko zaczęłam turlać się. Miałam wrażenie, że turlam się wieczność, to było straszne, aż zrobiło mi się nie dobrze. Pomimo kombinezonu czułam każdy kamień jakbym była naga. Między klatkami migającego obrazu zauważyłam jak pomarańczowy cross zjeżdża z góry, zmierzał wprost w moją stronę, zupełnie jak godzinę temu.
To było cudowne uczucie gdy zatrzymałam się na łące i spojrzałam w niebo, które się kręciło niczym karuzela.
Zauważyłam jak ktoś przysłonił mi niebo, to był koleś z pomarańczowego crossa. Coś do mnie krzyczał, w pierwszej chwili nie mogłam zrozumieć co on do mnie mówi, przez szum w uszach. Gdy obraz wrócił chodź troszkę do normy, a mój szok zmalał, mogłam ruszać rękoma, podniosłam lewą rękę i dotknęłam głowy, a raczej kasku.
Ziomek z pomarańczowego crossa pomógł mi wstać.
-Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Gdzie mieszkasz? Jak się nazywasz? Zadzwonić po karetkę?- jego pytania leciały jak pociski z karabinu maszynowego.
Plątającym się krokiem zaczęłam iść w stronę mojego crossa, nie byłam w stanie nic powiedzieć, gdyż mogło to by się skończyć rzygnięciem, więc pokazałam mu tylko kciuk do góry.
Nim się spostrzegłam leżałam na ziemi, a moje powieki stały się ołowiane, nie mogłam przestać ich zamykać, w końcu poddałam się i zasnęłam.
Powoli otworzyłam oczy, byłam kompletnie zdezorientowana, nie wiedziałam gdzie się znajduję, dopiero po kilu minutach doszłam do wniosku gdzie jestem.
-Jestem w szpitalu- pomyślałam, rozglądałam się przestraszona i zdezorientowana.
W sali leżałam tylko ja, ale znajdowało się w niej mnóstwo sprzętu, do połowy z nich byłam poprzypinana. Jedna maszyna bardzo mnie denerwowała bo wciąż pikała, to był pulsometr, pikanie oznaczało fakt że żyję, ale tak czy tak mnie denerwowała.
Do mojej sali weszła starsza pielęgniarka z tacą, a na niej miała kroplówkę, strzykawki, wenflon i waciki.
Przerażał mnie widok tego wszystkiego, od czasu wypadku samochodowego miałam uraz do szpitali, lekarzy, igieł i tego wszystkiego co wiąże się ze szpitalem.
-O obudziła się nasza księżniczka, jak się czujesz?- przywitała mnie uśmiechem.
-Bywało lepiej.- odpowiedziałam zaspanym głosem z nutką chrypy.
Pielęgniarka podeszła do mnie i odpięła mi z wenflonu w lewej ręce kroplówkę, Która się skończyła, spojrzałam na prawą rękę na której również miałam kroplówkę.
-Nieźle jesteś poturbowana, ale na szczęście nic sobie nic nie złamałaś i nie masz wstrząsu mózgu.
-Długo spałam?- zapytałam.
-No przyjechałaś do nas o 20.00 a jest 3.00, więc sobie troszkę pospałaś. Widocznie organizm potrzebował tylu snu aby powrócić do normy, bo jednak odniosłaś poważne obrażenia.
-Jak się tu znalazłam? Gdzie są moje rzeczy?- zapytałam.
-Chłopak cię przywiózł. A rzeczy zabrała jakaś kobieta, która twierdziła że u niej mieszkasz.
-A gdzie teraz ona jest?
-Pojechała do domu, jej mąż strasznie ją poganiał, ale ktoś wciąż jest na korytarzu, ten chłopak co cię przywiózł.- wstrzyknęła mi płyn, który miał przepłukać wenflon w rękę przez co poczułam zimno które rozeszło mi się po żyle w której był umieszczony wenflon, to było ciekawe i miłe uczucie.
Po tej wiadomości, która mnie zaskoczyła, nie sądziłam, że ten typek będzie tu siedział, a co dopiero powiedzieć o zawiezieniu mnie do szpitala, będę musiała mu bardzo podziękować i przeprosić, za tą sytuację jaka miała miejsce na olbrzymiej górze. Pewnie sam nieźle się wystraszył.
-Jak długo tu zostanę?
-Zostaniesz u nas na obserwacji do popołudnia, a później zdecyduje lekarz. Sądzę, że jak będzie wszystko w porządku to spokojnie dostaniesz wypis i wrócisz do domu.
Pielęgniarka po podpięciu nowej kroplówki wstrzyknęła mi dużą strzykawkę w ramię.
-Co to jest co mi pani wstrzykuje?
-A to moja droga jest lek przeciw bólowy. A tak a pro po to nie chcesz iść do toalety?
-Troszkę tak, ale nie na tyle by iść do niej.
-Ale ty nie musisz nigdzie iść przyniosę Ci basen- odpowiedziała troskliwie pielęgniarka.
-Nie dziękuję wolę się przejść.- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Rozumiem ale zanim wstaniesz to może podwyższę ci oparcie bo leżysz na płasko, a jak wstaniesz to możesz upaść.- odpowiedziała przy czym podwyższyła mi oparcie łóżka, nie ukrywam zakręciło mi się w głowie co wywołało ból głowy na szczęście tylko na chwilkę.
-Dobrze ja muszę iść a ty kiedy nabierz sił to zadzwoń, tam masz pilocik a ja przyjdę i ci pomogę pójść do toalety.- odpowiedziała po czym wyszła z sali z tacą.
Miałam mieszane uczucia do tego co się wydarzyło, musiałam to sobie poukładać w głowie po kolei, scena po scenie.
Przemyślenia przerwał mi widok chłopaka, który ostrożnie wszedł do mojej sali.
-Hej- powiedział się dość nieśmiało.
-Hej- odpowiedziałam zmieszana.
-Jak się czujesz?- zapytał również zmieszany.
-Jest Ok, dostaję leki przeciwbólowe, więc nic nie czuje. Wejdź proszę, przecież nic ci nie zrobię- zaśmiałam się.
-Wiem- uśmiechnął się. -Tylko nie byłem pewien czy chcesz mnie widzieć.
-Dlaczego przecież to nie była twoja wina, to był przypadek.-odpowiedziałam wysuwając krzesło w stronę stojącego chłopaka.
Byłam zakłopotana, gdyż wiedziałam kim jest ciemno oki i czym się zajmuje, natomiast on mnie widzi pierwszy raz w życiu i to jeszcze w takim stanie, cała posiniaczona i bez makijażu.
Starałam się mówić do niego gdybym nie wiedziała kim jest, to było trudne a mój talent aktorski był na niskim poziomie. Rumieńców nie dało się uniknąć, no cóż wydało się, byłam przygotowana na porażkę.
Chłopak podszedł do krzesła i usiadł siałam, obok mojego łóżka.
-Ale jestem kulturalny, nazywam się Remigiusz- podał mi rękę ukazując przy tym szereg białych zębów.
-Ilona- uścisnęłam dłoń posyłając delikatny uśmiech.
-Chciałbym cię przeprosić za to co się stało tam na łące, kompletnie nie wiedziałem, że podjeżdżasz pod górkę i od razu przepraszam za to co powiem, ale nie sądziłem, że w ogóle jesteś dziewczyną. Miałaś za duży kombinezon, który zakrywał twoje kobiece kształty.
-Tak na prawdę to ja chciałam Cię przeprosić bo nikt normalny pod tą górkę by nie podjeżdżał.
-Przez grzeczność nie zaprzeczę- zaśmiał się. -Ale nie masz za co przepraszać to moja wina, prze mnie spadłaś z crossa i leżysz teraz w szpitalu. Chciałem to zrobić od razu ale spałaś, a pielęgniarki kazały mi jechać do domu, ale nie dawało mi spokoju, więc znów wróciłem.
-To dlatego nie masz kombinezonu - zaśmiałam się, a ReZi dołączył do mnie.
-Zdjąłem go bo się w nim gotowałem, siedząc tutaj- usprawiedliwił się.
-Ehe, załóżmy, że wierzę- zażartowałam.-A wracając do tematu wina leży po obu stronach, możemy tak zrobić? Bo cały czas będziemy siebie przepraszać, co jest bez sensu.
-Z tym się z tobą zgodzę, pomimo tego, że ty wyszłaś w tym wszystkim najbardziej poszkodowana, to niech tak będzie- uległ.
-Ale żyję, więc jest dobrze- pocieszyłam. -Remek powiedz mi co się stało z moim crossem?- zapytałam zaniepokojona.
-Spokojnie, jest cały i zdr... Dobra, jest cały u mnie w domu, Kimi go przetransportował wraz z moim.
-Mocno jest uszkodzony?
-Nie wiem, jeszcze mu się nie przyglądałem.
-To dobrze, dziękuję Ci bardzo, za to że pomogłeś mi, za to że, przywiozłeś mnie tutaj i za to, że zaopiekowałeś się moim crossem. Będę ci wdzięczna do końca życia.- odpowiedziałam lekko zawstydzona.
-Spokojnie jakoś się rozliczymy- zaśmiał się ReZi. -Mam takie niedyskretne pytanie- przerwał ciszę Remek.
-Jakie?
-Wiesz kim jestem prawda?- zapytał patrząc prosto w moje oczy.
-Tak wiem- odpowiedziałam spokojnie, bawiąc się kantem kołdry.
-Nie chcesz ze mną zdjęcia, autografu nic takiego?
-Zaskoczę cię, ale nie.- delikatnie uśmiechnęłam się.
-Jesteś moja fanką?- zapytał.
-Czasem cię oglądam, więc nie nazwała bym siebie fanką.
-A obrazisz się gdy opowiem o twojej, a właściwie o naszej historii internetom?
-Nie, nie obrażę się, tylko nie rób ze mnie zdjęć a przynajmniej nie teraz, jestem nie wyjściowa.- odpowiedziałam.
-Haha nie wyjściowa? Zapewniam cię, że wyglądasz jak na to co przeszłaś co najmniej dobrze- pocieszył mnie Remek.
-Ehe takie 2/10- zachichotałam.
-Przepraszam- przerwała konwersację pielęgniarka. -Ilonko skarbie nie chcesz iść do toalety?
-Teraz tak- odpowiedziałam troszkę zawstydzona, gdyż Remek to wszystko słyszał.
-Dobrze skarbie- weszła do sali pielęgniarka. -Poproszę cię chłopcze abyś przytrzymał ją bo może się przewrócić.- Na te słowa Remek wstał z krzesła i chwycił za mój łokieć.
Odkryłam kołdrę a pielęgniarka przyprowadziła mi stojak na którym była umieszczona moja kroplówka, ostrożnie położyłam stopy na podłodze, chwyciłam mocno stojak z kroplówką wsuwając gołe stopy w jednorazowe kapcie.
Uff na szczęście miałam pomalowane paznokcie u stóp.
Remek pomógł mi wstać i objął mnie w pasie gdyż porządnie zakręciło mi się w głowie, gdy wyszliśmy z sali pielęgniarka opuściła nas.
Czułam się zawstydzona, że chłopak poznany z jakieś 15 minut temu obejmując, prowadzi mnie do łazienki bo chce mi się siusiu.
-Ta sytuacja mnie krępuje- wyjawiłam po chwili.
-Dlatego, że cię obejmuje?- zapytał.
-To też, ale najbardziej ten fakt, że prowadzisz mnie do łazienki. Ledwo się poznaliśmy a już osiągnęliśmy już tak wysoki etap-zaśmiałam się.
-Inni mogą nam pozazdrościć- zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się tylko, nawet nie czułam tego bólu wywołanego mocnym uściskiem Remka na moje siniaki. Remek grzecznie i kulturalnie poczekał aż skończyłam, umyłam rączki i w jego towarzystwie powróciłam do sali. To niewiarygodne ale byłam zmęczona, nawet po tylu godzinach snu.
Powiedziałam dla Remka aby udał się do domu i się porządnie wyspał, bo już nie musi ze mną siedzieć gdyż jestem cała i zdrowa. Pożegnałam się z Remkiem i położyłam się wygodnie spać, jeszcze odwiedziła mnie pielęgniarka by odłączyć kroplówkę, a po tym zostałam sama w ciemnej sali. Wbrew pozorom zasnęłam jak tylko zamknęłam oczy, to jest właśnie magia leków.

wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział 4

Zdążyłam tylko otworzyć oczy a już poczułam te siniaki na moim ciele połączone z zakwasami. Wczoraj po pracy wróciłam padnięta marzyłam o prysznicu i tylko o łóżku, ale Kubuś zakupił nowy sprzęt i namówił mnie na przejażdżkę. To była prawdziwa moc, kilka razy upadłam ale za każdym razem wstawałam, siadałam na crossa i ruszałam dalej.
To była adrenalina i wariactwo, to najbardziej mnie cieszyło. W takich momentach przypominałam sobie jak zasuwałam na swojej CBRce, to było coś.
Ledwo wstałam z łóżka i dałam radę się ubrać. Następnie poczłapałam do kuchni na śniadanie.
-To co Kubuś dziś powtórka z wczoraj?- zapytałam zachęcająco siadając na przeciwko chłopaka przy stole.
-No pewnie, to będzie moja ostatnia przejażdżka.- odpowiedział wpychając do ust kanapkę.
-Dlaczego?- zmarszczyłam się nakładając na talerz smakołyki.
-Bo jadę na kolonie jak co rokoku na 4 tygodnie.
-O ja, to tyle czasu będę musiała jeździć sama?- zmartwiłam się.
-Dasz radę, las już znasz więc, co za problem. Będziesz miała czas na to by poćwiczyć i nabrać wprawy. Ale patrząc na to jakie masz szczęście to pewnie jak wrócę w szpitalu cię odwiedzę.- zażartował pokazując swoje zęby.
-Patrz żebyś ty za chwilkę nie leżał w szpitalu- pokazałam mu język. -Dobra dość, muszę kupić nowy kask i gogle, pokarzesz mi jakiś sklep?
-Pewnie, przyjdę do ciebie do pracy i pójdziemy razem.
-Ok, ale wiesz że dziś jest niedziela?- uśmiechnęłam się.
-A no tak, dobra to jak się ogarniesz.
Po śniadaniu poszłam do łazienki zrobiłam delikatny makijaż.
W czasie wykonywania makijażu zadzwonił do mnie telefon, to był mój szef, który na samym początku mnie przeprosił że nie omówił ze mną ilości godzin pracy i dni w jakich będę pracowała.
Oznajmił że puki co to mam 3 miesięczną umowę tymczasową, to oznacza iż będę testowana przez ten czas i po upływie tego czasu dopiero zdecyduje czy mnie zatrudni.
Co do mojej pracy doszedł do wniosku że zaczyna się sezon więc będę bardzo potrzebna hotelowi dlatego podwyższył moje wynagrodzenie i będę pracować przez 5 dni w tygodniu.
Za wiele to nie miałam do dyskutowania bo już podpisałam z nim umowę, najbardziej martwiłam się o ubezpieczenie i czy to jest umowa śmieciowa czy legalna. Oczywiście korzystając z okazji zapytałam o nurtujące mnie pytania.
W odpowiedzi usłyszałam.
-Pani Ilono nie rozumiem skąd takie pytania, jest Pani zatrudniona legalnie i posiada pani ubezpieczenie w razie wypadku.
Ucieszyłam się słysząc to, uspokoiłam się.
Zakończyłam rozmowę i wyszłam z Kubusiem na poszukiwanie nowego kasku na crossa.
Zaprowadził mnie do sklepu gdzie była cała ściana w kaskach na crossa, wybrałam taki który najbardziej mi się spodobał był czarny z pomarańczowymi elementami, do tego dobrałam gogle, korzystając z okazji kupiłam dodatkowo buty na crossa.
Miałam już wychodzić bo w końcu kupiłam to co chciałam ale spojrzałam jeszcze na stroje niestety nie miałam przy sobie tyle gotówki aby kupić, więc tylko popatrzyłam.
Wyszliśmy ze sklepu z zakupami życia i szliśmy w stronę domu, ale za moją namową zaszliśmy do butki z lodami, zamówiliśmy lody waniliowe, zapłaciliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Wróciliśmy do domu cali roześmiani i klejący od lodów. Podczas drogi było nudno więc pomazaliśmy się lodami tak dla zabawy. Ludzie widząc nasze twarze w lodach waniliowych piorunowali nas wzrokiem, ich miny były zabawne.
Po wejściu do domu od razu skierowaliśmy się do łazienki, by zmyć z siebie lody. Oczywiście i tam zachowaliśmy się jak dzieci, bo po naszym wyjściu łazienka pływała.
-Dzieci chodźcie do kuchni!- krzyknęła mama Kuby słodkim głosem.
Weszliśmy dość zdezorientowani, nie wiedząc czego się spodziewać.
Zastaliśmy mamę Kuby pichcącą coś w kuchni.
-Pomożecie mi?- zapytała.
-Oczywiście- odpowiedziałam bez wahania.
-A tata jest?- zapytał Kubuś.
-Nie ma, poszedł do kolegi.- odpowiedziała mama Kuby mieszając coś w garnku.
-Ilonka szykuj się wieczorem na rzeź- położył rękę na moim ramieniu Kubuś.
-Jakub uspokój się- zwróciła uwagę mama Kuby patrząc na niego z pod byka.
-Mamo a tak nie ma jak ojciec się nachleje?
-Wyrażaj się- walnęła go ścierką po ramieniu.
-Ała mamo- jęczał.
-Jakub do sprzątania, już!- krzyknęła z uśmiechem.
Z Kubą podzieliliśmy się obowiązkami, ja odkurzałam on ścierał kurze i ogarniał rzeczy czyli odnosił rzeczy na miejsce
W ciągu 3 godzin posprzątaliśmy dom parterowy, zmęczeni usiedliśmy w kuchni przy stole a mama Kuby podała nam obiad, chciałam jej pomóc ale zabroniła mi. Kazała siedzieć, jeść i nie gadać.
Po zjedzonym wspólnie obiadem, przyszedł czas na popołudniową przejażdżkę na crossie.
Założyłam swój stary kombinezon, założyłam nowe buty, wzięłam kas, gogle i wyszłam na podwórko.
Czekałam na Kubę jeszcze przez jakiś czas, ale czekanie opłacało się, gdy wreszcie wyjechaliśmy z domu.
Do lasu mieliśmy kawałek drogi, mogliśmy więc troszkę zaszaleć i się troszkę pościgać, wygrał Kubuś za sprawą lepszego sprzętu, gdyby nie ten mały szczegół to bym z pewnością wygrała.
Przy wjeździe do lasu spotkaliśmy kumpli Kuby, Adama z Adrianem. Pogadaliśmy przez chwilkę o pierdołach, pośmieliśmy się trochę bo Adrian na początku myślał że jestem chłopakiem bo w moim kombinezonie nie widać, że jednak jestem dziewczyną.
Kręcąc sie po lesie przez przypadek wyjechałam z niego, natrafiając na dość sporą polanę, a tuż przy niej na ogromną piaszczystą górę, od razu mi się spodobała i wiedziałam, że chcę na nią wjechać. To stało się moim celem.
Pojechałam po Kubę i pokazałam mu moje znalezisko na początku nie chciał wjeżdżać na polanę ale jednak ugiął się.
Podzieliłam się z nim moim zamiarem, nie zgodził się a nawet zabronił mi wjeżdżanie na tą ogromną górę.
Na pocieszenie Kubuś pokazał mi inne mniejsze piaszczyste góry, które jak oznajmił mogę zdobywać ile chcę.
Słońce zaczęło zachodzić, więc postanowiliśmy wrócić do domu, przy wjeździe do lasu rozstaliśmy się z kumplami Kuby, każdy z nas pojechał w własnym kierunku, jeden do babci, drugi do dziewczyny, a my do domu.
Cały wieczór pakowaliśmy Kubę na kolonie, no nie powiem bawiłam się przy tym bardzo dobrze, po skończonym pakowaniu usiedliśmy w salonie z herbatkami i oglądaliśmy jakiś mało ciekawy film, jestem w tym domu gościem nie mogę wybrzydzać.
Tuż przed spaniem pożegnałam się przytulasem z Kubą, gdyż to rodzice Kubusia sami mieli go odwieść na przystanek.
Położyłam się wygodnie i usnęłam niczym małe dziecko.
Nie do końca zdążyłam nacieszyć się krainą snów gdy ktoś niespodziewanie mnie z niej wyrwał, zaspana i zdezorientowana, podniosłam się przecierając oczy w celu ujrzenia kto był na tyle odważny by mnie budzić.
-Przepraszam cie Ilonko, że cię budzę.
-Coś się stało?- zapytałam podnosząc się z poduszki, opierałam się na łokciach
-Mój mąż nie jest w stanie zawieść Kuby na przystanek, chciałabym cię prosić abyś ty to zrobiła, bo ja niestety nie mam prawa jazdy.- usiadła na skraju mojego łóżka.
-Oczywiście a kiedy mam to zrobić?
-Za 40 minut ma odjazd a bym chciała być tam wcześniej bo to nigdy nic nie wiadomo.
-Oczywiście już wstaję i się ubieram.
-Dziękuję, bardzo dziękuję.- odpowiedziała zostawiając mnie w pokoju samą.
Szybko włożyłam spodnie, sweter, umyłam twarz i wyszłam pośpiesznie z pokoju.
Pomogłam z bagażami Kuby i wsiedliśmy do starej BMW, nigdy nie prowadziłam tak starego samochodu więc potrzebowałam kilku instrukcji Kubusia.
Byłam z siebie dumna gdy ruszyłam z podjazdu i pojechałam według nawigującej mamy Kuby.
-Może nie powinnam ale, dlaczego Pani mąż nie może odwieść Kuby na przystanek?- zapytałam dość nieprosić skupiona na drodze.
-Bo jak zwykle zachlał.- odpowiedział niewzruszony Kuba.
-Jakub to nie tak.- odpowiedziała usprawiedliwiając męża.
-A jak mamo? Przecież tak jest, ojciec jest alkoholikiem, cały czas chleje a później robi awantury w domu- podniósł głos Kuba.
-Przepraszam nie powinnam była pytać.- zakłopotałam się.
-Nic się nie stało kochanie- odpowiedziała z uśmiechem mama Kuby.
-Nie musisz przepraszać, kiedyś byś i tak się dowiedziała.-odpowiedział poddenerwowany Kuba.
-Jakubie, jedziesz na 4 tygodnie na kolonie, dziś wyjeżdżasz, na prawdę chcesz się w gniewie rozstawać?
-Nie chcę mamo, ale nie rozumiem tylko jednej rzeczy dlaczego nie odejdziemy od niego.
-Bo z problemami trzeba sobie radzić i walczyć z nimi. Proszę cię nie zadawaj więcej tak głupich pytań.
Dojechaliśmy na przystanek, pomogliśmy Kubie z bagażami i odprowadziliśmy go na miejsce zbiórki, oczywiście poczekaliśmy aż wsiądzie i odjedzie.
Kątem oka zobaczyłam jak mama Kuby się wzrusza, podeszłam do niej i wzięłam ją pod rękę, by ją wesprzeć. Gdy tylko Kuba zniknął nam z oczu wsiadłyśmy do samochodu i wróciłyśmy do domu.
Zaczęło już świtać, nie opłacało się mi znów kłaść.
Mama Kuby zrobiła nam po kawie a wspólnie przygotowałyśmy śniadanie.
Nim się obejrzałam musiałam zbierać się do pracy, szybko zrobiłam delikatny makijaż, ubrałam czarną ołówkową spódniczkę, białą koszulę na krótkim rękawku, złożyłam czarne szpilki, chwyciłam torebkę i wyszłam rzucając na wyjściu "Miłego dnia".
W pracy myślałam że się wykończę, cały dzień na nogach, nawet zjeść nie było kiedy. Cały czas przychodzili goście to na śniadanie, to na obiad, to na podwieczorek, a to na kolację.
Było ciężko, pomimo że ja tylko miałam za zadanie roznosić zamówione potrawy, ale ręce mi już opadały. Inne dziewczyny nie miały w cale lepiej. Takie ciężkie sytuacje skłaniają do poznania się bliżej.
Zapoznałam się z Darią, dziewczyną która, pracuje w tym hotelu na stanowisku kelnerki od 4 lat, pocieszyła mnie i doradzała mi jak ułatwić sobie pracę. Była w porządku, nawet udało nam się złapać wspólny kontakt.
Przez cały dzień mijałam się z Darią, taka praca taki dzień.
Ucieszyłam się kiedy moja szefowa, czyli swego rodzaju opiekun powiedział, że mogę iść do domu, od razu rozpromieniałam. Z wielkim uśmiechem poszłam do szatni, niestety nie byłam w stanie założyć swoich szpilek w których przyszłam, dlatego musiałam wracać w swoich baletkach w których pracowałam.
W domu powitała mnie mama Kuby z cieplutkim obiadem, na sam zapach ślinka mi ciekła, szybko przebrałam się i przybiegłam do kuchni by coś zjeść, mój żołądek domagał się tego już od południa a teraz była jakaś 19.00, nie mogłam w to uwierzyć pracowałam 10 godzin.
Po objedzie założyłam kombinezon, wsiadłam na crossa.
Pojechałam na polanę którą odkryłam poprzedniego dnia, pojeździłam trochę w około tej dużej góry, która wręcz na mnie krzyczała żebym na nią wjechała niestety posłuchałam się słów Kuby i zrezygnowałam z tej szalonej decyzji.
Położyłam się na trawie obok crossa i popatrzyłam sobie w niebo, a nawet nie wiem kiedy zamknęłam oczy i usnęłam.
To dziwne, nigdy w życiu nie zdarzyło mi się abym zasnęła na trawie. Czułam się strolowana przez moje ciało.
Zaczęło się ściemniać, kompletnie nie wiedziałam która jest godzina, sądząc po zmierzchu to późna, włożyłam kask na głowę, wsiadłam na crosaa i ruszyłam.
Po powrocie do domu, nikogo nie było w kuchni, pewnie wszyscy już spali, w sumie to się nie dziwię była już po 22.00. Kompletnie nie wiem ile spałam na trawie.
Weszłam do swojego pokoju, rozebrałam się i poszłam pod prysznic a następne wprost do łóżka.