Wstałam
z ogromnym wysiłkiem z łóżka i poszłam doprowadzić się do porządku, zrobiłam
makijaż, ubrałam się w białą bluzeczkę i czarną spódniczkę, włożyłam koturny. W
między czasie spakowałam baletki w których wczoraj przyszłam z pracy.
Gotowa
do pracy wyszłam z pokoju i zmierzyłam w stronę kuchni, niestety powstrzymała
mnie kłótnia rodziców Kuby.
Niechcący
wszystko usłyszałam, te krzyki, te oszczerstwa taty Kuby wobec mamy Kuby.
-Jak
ty się odnosisz do mnie?! Za to co ci ofiarowałem?! Tak mi dziękujesz za to do
czego doszłaś przy mnie?! Gdyby nie ja to byś nie mieszkała tutaj tylko wciąż w
tej ruderze !
-Mów
ciszej Ilona wszystko usłyszy- uciszyła go spokojnym głosem mama Kuby.
-Gówno
mnie to obchodzi!!! A niech wie jakim niewdzięcznikiem jest moja żona- machnął
ręką i zapchał swoją buzię śniadaniem.
-Za
co mam dziękować? Miałam dwóch synów mam teraz jednego, powiedz mi dlaczego tak
jest?- jej głos zadrżał.
-To
była jego decyzja, sam zaciągnął się do wojska. Mógł siedzieć w domu ale wolał
zginąć na froncie.- odpowiedział z pełną buzią.
-A
dlaczego się zaciągnął? Bo z tobą nie da się wytrzymać, miał dość twojego
picia, wolał zginąć niż oglądać ciebie pijanego.- odpowiedziała łamiącym się
głosem.
-Zaciągnął
się bo tak wykazał jego plan, koniec kropka-odpowiedział i zajął się
konsumowaniem śniadania.
Nim
postanowiłam się ujawnić, zza ściany tata Kuby wstał od stołu i poszedł do
pokoju. Z ulgą wyszłam zza ściany, ponieważ nie przepadałam za tatą Kuby, a
nawet się go bałam i nie chciałam niego napotkać.
-Dzień
dobry- przywitałam mamę Kuby promiennym uśmiechem.
-Dzień
dobry słońce jak Ci się spało?- zapytała ze szyucznym uśmiechem stawiając kubek
kawy na stole.
-Kiepsko,
nie mam ochoty iść do pracy.- usiadłam przy stole.
-Nie
martw się szybko zleci- odpowiedziała siadając obok mnie.
-Mam
nadzieję- odpowiedziałam. -Dzień dobry- przywitałam się z ojcem Kuby.
-Idę
do pracy. Cześć- odpowiedział oschle i zniknął zza drzwiami.
Po
sytym śniadaniu spędzonym na pogaduszkach z mamą Kuby musiałam iść do pracy,
wyszłam i nieśpiesznym krokiem zmierzyłam w stronę Hotelu.
Weszłam
do szatni przebrać się, gdy wyszłam z niej moja "mentorka" oznajmiła
mi dwie wiadomości: po 1. Mój uniform przyszedł, po 2.pracuję dziś tylko 6
godzin. Ostatnia wiadomość ucieszyła mnie najbardziej, automatycznie nabrałam
energii i chęci do pracy.
Po
założeniu uniformu poszłam na salę i uśmiechałam się jak tylko mogłam i do kogo
tylko mogłam. Zaczęłam sprzątać po śniadaniu, znosiłam wszystko z bufetu,
następnie zajęłam się sprzątaniem sali, a do pomocy poprosiłam jakąś lalę,
która tam pracowała od 1,5 roku, nazywała się Kornelia. Na sam widok mam ochotę
podejść i zeskrobać jej tą tapetę z ryja.
Z
wielkim grymasem pomogła mi, aż scyzoryk mi się otworzył.
Wciąż
wmawiałam sobie, że nawet ona dnia mi nie zepsuje. To mnie utrzymywało przy
zdrowych zmysłach i przy tym, aby przypadkiem nic nie zrobić dla tej tlenionej
blondyny.
Za
barem lub kelnerstwie zawsze jest coś do roboty np. prasowanie obrusów,
polerowanie zastawy, uzupełnianie asortymentu na sali jak i poza nią.
Tak
właśnie minęło 6 godzin mojej pracy, byłam prze szczęśliwa kiedy wyszłam z
hotelu i zmierzyłam w stronę domu.
Z
wielkim uśmiechem weszłam do domu, krzycząc na cały domu "Jestem".
Szybko
przyszła mnie przywitać mama Kuby z poduszką w ręku.
Po
wyjaśnieniu jej co się stało, że tak szybko jestem w domu, poszłam się przebrać
a następnie pomogłam zmieniać pościel dla mamy Kubusia.
O
15.00 skończyłyśmy nie tylko zmieniać pościel ale również myć okna.
A
w ramach relaksu namówiłam mamę Kuby na drobne zakupy.
Połaziłyśmy
po sklepach, przy okazji poznałam okolicę, po drodze spotkaliśmy jadący
pomarańczowy cross, a za jakiś czas kolejne. Witać że crossy są tu dość popularne,
tak jak u mnie są asfalty i wszyscy jeżdżą motocyklami, tak tu są góry i
pagórki, idealne do zdobywania przez crossy.
Byłam
wściekła i zarazem podekscytowana po ujrzeniu crossa, bo narobił mi wielkiej
ochoty by samej wybrać się na przejażdżkę po lesie, nie zważając już na obolałe
mięśnie i siniaki.
Tuż
po powrocie do domu z zakupów, na których było idealnie, obie się wyluzowałyśmy
i bawiłyśmy się świetnie.
Napotkałyśmy
ojca Kuby, spiorunował nas wzrokiem, ale po chwili przywitał się z nami, nawet
się uśmiechnął, mama Kuby zmyśliła, że pomagała mi w zakupach. Nie mogła
powiedzieć prawdy, bo z tego co powiedziała mi później mama Kuby, mogło by to
się skończyć awanturą, po której tak czy tak musiała by oddać ciuchy. Natomiast
w takiej sytuacji przyjął to w miarę ulgowo, a mama Kuby stopniowo będzie
pokazywać nowe ciuszki.
Po
wspólnie zrobionym objedzie postanowiłam wybrać się na upragnione crossy,
szybciutko wcisnęłam się w mój strój, jeszcze tylko kask, buty, rękawiczki i
jazda.
Wjechałam
do lasu niczym demon prędkości, przekroczyłam swoje wyobrażenia na temat
świrowania, byłam zbyt podekscytowana by jechać ostrożnie i uważać.
Wszystko
było na spontanie, dałam upust swoim emocjom i świrowi w mojej głowie.
Nawet
spróbowałam podjechać pod wielką górę, przy czym złamałam dane słowo dla Kuby,
że nie będę pod nią próbować podjeżdżać, no ale raz się żyje. Moja próba
zakończyła się nie powodzeniem gdyż nawet nie podjechałam do połowy góry.
Podczas
szaleństwa na łące i mniejszych górkach zauważyłam ten sam cross co na ulicy
(ten pomarańczowy), prawdopodobnie on mnie też zauważył zaczął zmierzać w moją
stronę, zawróciłam się na zrywie aż ziemia wystrzeliła z pod mojego koła i
uciekłam do lasu.
Ciężko
było mi wyjaśnić dlaczego uciekłam, może obawiałam się, że mnie wyśmieje
"Dziewczyna na crossie?"
Gdy
tylko owy cross zniknął z mojego pola widzenia znów wyjechałam na otwarty
teren, podejmując kolejną próbę podjechania pod górkę, wzięłam jeszcze większy
rozbieg niż przy poprzedniej próbie i ruszyłam ze zrywem nabierając wysokiej
prędkości. Wszystko szło tak jak powinno być, szczyt góry był coraz bliżej
mnie, w głowie miałam tylko jedną myśl "Uda mi się", było ciężko,
kilka zachwiań, drgnięć, odbić ale to mnie nie powstrzymywało przy zdobyciu
olbrzymiej góry. Byłam prawie na samym szczycie gdy pomarańczowy cross pojawił
się na krawędzi góry, stał bokiem, idealnie na mojej drodze, był 1,5 metra ode
mnie, nie wiedziałam co mam robić, przecież się nie zatrzymam, to było
niemożliwe, zbyt dużą miałam prędkość. W głowie już widziałam jak się zderzamy,
chciałam tego uniknąć za wszelką cenę. Spanikowałam i wywróciłam się z crossem,
zaczęliśmy oboje zjeżdżać (ja i cross) z olbrzymiej góry, moja noga się
zaklinowała o hamulec przez co ciągnęłam crossa za sobą. Po kilku metrach moja
noga wyswobodziła się przy czym już nie zjeżdżałam głową w dół, tylko zaczęłam
turlać się. Miałam wrażenie, że turlam się wieczność, to było straszne, aż
zrobiło mi się nie dobrze. Pomimo kombinezonu czułam każdy kamień jakbym była
naga. Między klatkami migającego obrazu zauważyłam jak pomarańczowy cross
zjeżdża z góry, zmierzał wprost w moją stronę, zupełnie jak godzinę temu.
To
było cudowne uczucie gdy zatrzymałam się na łące i spojrzałam w niebo, które
się kręciło niczym karuzela.
Zauważyłam
jak ktoś przysłonił mi niebo, to był koleś z pomarańczowego crossa. Coś do mnie
krzyczał, w pierwszej chwili nie mogłam zrozumieć co on do mnie mówi, przez
szum w uszach. Gdy obraz wrócił chodź troszkę do normy, a mój szok zmalał,
mogłam ruszać rękoma, podniosłam lewą rękę i dotknęłam głowy, a raczej kasku.
Ziomek
z pomarańczowego crossa pomógł mi wstać.
-Wszystko
w porządku? Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Gdzie mieszkasz? Jak się
nazywasz? Zadzwonić po karetkę?- jego pytania leciały jak pociski z karabinu
maszynowego.
Plątającym
się krokiem zaczęłam iść w stronę mojego crossa, nie byłam w stanie nic
powiedzieć, gdyż mogło to by się skończyć rzygnięciem, więc pokazałam mu tylko
kciuk do góry.
Nim
się spostrzegłam leżałam na ziemi, a moje powieki stały się ołowiane, nie
mogłam przestać ich zamykać, w końcu poddałam się i zasnęłam.
Powoli
otworzyłam oczy, byłam kompletnie zdezorientowana, nie wiedziałam gdzie się
znajduję, dopiero po kilu minutach doszłam do wniosku gdzie jestem.
-Jestem
w szpitalu- pomyślałam, rozglądałam się przestraszona i zdezorientowana.
W
sali leżałam tylko ja, ale znajdowało się w niej mnóstwo sprzętu, do połowy z
nich byłam poprzypinana. Jedna maszyna bardzo mnie denerwowała bo wciąż pikała,
to był pulsometr, pikanie oznaczało fakt że żyję, ale tak czy tak mnie
denerwowała.
Do
mojej sali weszła starsza pielęgniarka z tacą, a na niej miała kroplówkę,
strzykawki, wenflon i waciki.
Przerażał
mnie widok tego wszystkiego, od czasu wypadku samochodowego miałam uraz do
szpitali, lekarzy, igieł i tego wszystkiego co wiąże się ze szpitalem.
-O
obudziła się nasza księżniczka, jak się czujesz?- przywitała mnie uśmiechem.
-Bywało
lepiej.- odpowiedziałam zaspanym głosem z nutką chrypy.
Pielęgniarka
podeszła do mnie i odpięła mi z wenflonu w lewej ręce kroplówkę, Która się
skończyła, spojrzałam na prawą rękę na której również miałam kroplówkę.
-Nieźle
jesteś poturbowana, ale na szczęście nic sobie nic nie złamałaś i nie masz
wstrząsu mózgu.
-Długo
spałam?- zapytałam.
-No
przyjechałaś do nas o 20.00 a jest 3.00, więc sobie troszkę pospałaś. Widocznie
organizm potrzebował tylu snu aby powrócić do normy, bo jednak odniosłaś
poważne obrażenia.
-Jak
się tu znalazłam? Gdzie są moje rzeczy?- zapytałam.
-Chłopak
cię przywiózł. A rzeczy zabrała jakaś kobieta, która twierdziła że u niej
mieszkasz.
-A
gdzie teraz ona jest?
-Pojechała
do domu, jej mąż strasznie ją poganiał, ale ktoś wciąż jest na korytarzu, ten
chłopak co cię przywiózł.- wstrzyknęła mi płyn, który miał przepłukać wenflon w
rękę przez co poczułam zimno które rozeszło mi się po żyle w której był
umieszczony wenflon, to było ciekawe i miłe uczucie.
Po
tej wiadomości, która mnie zaskoczyła, nie sądziłam, że ten typek będzie tu
siedział, a co dopiero powiedzieć o zawiezieniu mnie do szpitala, będę musiała
mu bardzo podziękować i przeprosić, za tą sytuację jaka miała miejsce na
olbrzymiej górze. Pewnie sam nieźle się wystraszył.
-Jak
długo tu zostanę?
-Zostaniesz
u nas na obserwacji do popołudnia, a później zdecyduje lekarz. Sądzę, że jak
będzie wszystko w porządku to spokojnie dostaniesz wypis i wrócisz do domu.
Pielęgniarka
po podpięciu nowej kroplówki wstrzyknęła mi dużą strzykawkę w ramię.
-Co
to jest co mi pani wstrzykuje?
-A
to moja droga jest lek przeciw bólowy. A tak a pro po to nie chcesz iść do
toalety?
-Troszkę
tak, ale nie na tyle by iść do niej.
-Ale
ty nie musisz nigdzie iść przyniosę Ci basen- odpowiedziała troskliwie
pielęgniarka.
-Nie
dziękuję wolę się przejść.- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Rozumiem
ale zanim wstaniesz to może podwyższę ci oparcie bo leżysz na płasko, a jak
wstaniesz to możesz upaść.- odpowiedziała przy czym podwyższyła mi oparcie
łóżka, nie ukrywam zakręciło mi się w głowie co wywołało ból głowy na szczęście
tylko na chwilkę.
-Dobrze
ja muszę iść a ty kiedy nabierz sił to zadzwoń, tam masz pilocik a ja przyjdę i
ci pomogę pójść do toalety.- odpowiedziała po czym wyszła z sali z tacą.
Miałam
mieszane uczucia do tego co się wydarzyło, musiałam to sobie poukładać w głowie
po kolei, scena po scenie.
Przemyślenia
przerwał mi widok chłopaka, który ostrożnie wszedł do mojej sali.
-Hej-
powiedział się dość nieśmiało.
-Hej-
odpowiedziałam zmieszana.
-Jak
się czujesz?- zapytał również zmieszany.
-Jest
Ok, dostaję leki przeciwbólowe, więc nic nie czuje. Wejdź proszę, przecież nic
ci nie zrobię- zaśmiałam się.
-Wiem-
uśmiechnął się. -Tylko nie byłem pewien czy chcesz mnie widzieć.
-Dlaczego
przecież to nie była twoja wina, to był przypadek.-odpowiedziałam wysuwając
krzesło w stronę stojącego chłopaka.
Byłam
zakłopotana, gdyż wiedziałam kim jest ciemno oki i czym się zajmuje, natomiast
on mnie widzi pierwszy raz w życiu i to jeszcze w takim stanie, cała
posiniaczona i bez makijażu.
Starałam
się mówić do niego gdybym nie wiedziała kim jest, to było trudne a mój talent
aktorski był na niskim poziomie. Rumieńców nie dało się uniknąć, no cóż wydało
się, byłam przygotowana na porażkę.
Chłopak
podszedł do krzesła i usiadł siałam, obok mojego łóżka.
-Ale
jestem kulturalny, nazywam się Remigiusz- podał mi rękę ukazując przy tym
szereg białych zębów.
-Ilona-
uścisnęłam dłoń posyłając delikatny uśmiech.
-Chciałbym
cię przeprosić za to co się stało tam na łące, kompletnie nie wiedziałem, że
podjeżdżasz pod górkę i od razu przepraszam za to co powiem, ale nie sądziłem,
że w ogóle jesteś dziewczyną. Miałaś za duży kombinezon, który zakrywał twoje
kobiece kształty.
-Tak
na prawdę to ja chciałam Cię przeprosić bo nikt normalny pod tą górkę by nie
podjeżdżał.
-Przez
grzeczność nie zaprzeczę- zaśmiał się. -Ale nie masz za co przepraszać to moja
wina, prze mnie spadłaś z crossa i leżysz teraz w szpitalu. Chciałem to zrobić
od razu ale spałaś, a pielęgniarki kazały mi jechać do domu, ale nie dawało mi
spokoju, więc znów wróciłem.
-To
dlatego nie masz kombinezonu - zaśmiałam się, a ReZi dołączył do mnie.
-Zdjąłem
go bo się w nim gotowałem, siedząc tutaj- usprawiedliwił się.
-Ehe,
załóżmy, że wierzę- zażartowałam.-A wracając do tematu wina leży po obu
stronach, możemy tak zrobić? Bo cały czas będziemy siebie przepraszać, co jest
bez sensu.
-Z
tym się z tobą zgodzę, pomimo tego, że ty wyszłaś w tym wszystkim najbardziej
poszkodowana, to niech tak będzie- uległ.
-Ale
żyję, więc jest dobrze- pocieszyłam. -Remek powiedz mi co się stało z moim
crossem?- zapytałam zaniepokojona.
-Spokojnie,
jest cały i zdr... Dobra, jest cały u mnie w domu, Kimi go przetransportował
wraz z moim.
-Mocno
jest uszkodzony?
-Nie
wiem, jeszcze mu się nie przyglądałem.
-To
dobrze, dziękuję Ci bardzo, za to że pomogłeś mi, za to że, przywiozłeś mnie
tutaj i za to, że zaopiekowałeś się moim crossem. Będę ci wdzięczna do końca
życia.- odpowiedziałam lekko zawstydzona.
-Spokojnie
jakoś się rozliczymy- zaśmiał się ReZi. -Mam takie niedyskretne pytanie-
przerwał ciszę Remek.
-Jakie?
-Wiesz
kim jestem prawda?- zapytał patrząc prosto w moje oczy.
-Tak
wiem- odpowiedziałam spokojnie, bawiąc się kantem kołdry.
-Nie
chcesz ze mną zdjęcia, autografu nic takiego?
-Zaskoczę
cię, ale nie.- delikatnie uśmiechnęłam się.
-Jesteś
moja fanką?- zapytał.
-Czasem
cię oglądam, więc nie nazwała bym siebie fanką.
-A
obrazisz się gdy opowiem o twojej, a właściwie o naszej historii internetom?
-Nie,
nie obrażę się, tylko nie rób ze mnie zdjęć a przynajmniej nie teraz, jestem
nie wyjściowa.- odpowiedziałam.
-Haha
nie wyjściowa? Zapewniam cię, że wyglądasz jak na to co przeszłaś co najmniej
dobrze- pocieszył mnie Remek.
-Ehe
takie 2/10- zachichotałam.
-Przepraszam-
przerwała konwersację pielęgniarka. -Ilonko skarbie nie chcesz iść do toalety?
-Teraz
tak- odpowiedziałam troszkę zawstydzona, gdyż Remek to wszystko słyszał.
-Dobrze
skarbie- weszła do sali pielęgniarka. -Poproszę cię chłopcze abyś przytrzymał
ją bo może się przewrócić.- Na te słowa Remek wstał z krzesła i chwycił za mój
łokieć.
Odkryłam
kołdrę a pielęgniarka przyprowadziła mi stojak na którym była umieszczona moja
kroplówka, ostrożnie położyłam stopy na podłodze, chwyciłam mocno stojak z
kroplówką wsuwając gołe stopy w jednorazowe kapcie.
Uff
na szczęście miałam pomalowane paznokcie u stóp.
Remek
pomógł mi wstać i objął mnie w pasie gdyż porządnie zakręciło mi się w głowie,
gdy wyszliśmy z sali pielęgniarka opuściła nas.
Czułam
się zawstydzona, że chłopak poznany z jakieś 15 minut temu obejmując, prowadzi
mnie do łazienki bo chce mi się siusiu.
-Ta
sytuacja mnie krępuje- wyjawiłam po chwili.
-Dlatego,
że cię obejmuje?- zapytał.
-To
też, ale najbardziej ten fakt, że prowadzisz mnie do łazienki. Ledwo się
poznaliśmy a już osiągnęliśmy już tak wysoki etap-zaśmiałam się.
-Inni
mogą nam pozazdrościć- zaśmiał się.
Uśmiechnęłam
się tylko, nawet nie czułam tego bólu wywołanego mocnym uściskiem Remka na moje
siniaki. Remek grzecznie i kulturalnie poczekał aż skończyłam, umyłam rączki i
w jego towarzystwie powróciłam do sali. To niewiarygodne ale byłam zmęczona,
nawet po tylu godzinach snu.
Powiedziałam
dla Remka aby udał się do domu i się porządnie wyspał, bo już nie musi ze mną
siedzieć gdyż jestem cała i zdrowa. Pożegnałam się z Remkiem i położyłam się
wygodnie spać, jeszcze odwiedziła mnie pielęgniarka by odłączyć kroplówkę, a po
tym zostałam sama w ciemnej sali. Wbrew pozorom zasnęłam jak tylko zamknęłam
oczy, to jest właśnie magia leków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz