piątek, 13 maja 2016

Rozdział 7

Mój urlop od dwóch dni przestał być aktywny, pomimo gróźb i próśb cioci Aliny poszłam do pracy, a po pracy poszłam na crossy z Remkiem, oczywiście ciocia o niczym nie wiedziała, a crossa odpaliłam jak się oddaliłam od domu.
Bawiłam się za każdym razem świetnie, Remek był nawet zaskoczony, że z dnia na dzień jeżdżę lepiej, to był znak i dla niego że jest dobrym nauczycielem.
A dlaczego z nim jeżdżę?
Dał mi "dwu letnie" kazanie, że nie powinnam jeździć sama, bo nie daj Boże coś mo się stanie i nikt mi nawet mi nie pomoże, a że ja nie mam znajomych w Wodzisławiu więc, nie miał wyjścia i zgodził się ze mną jeździć, puki Kubuś nie wróci.
A to się świetnie składa, bo on ma większe doświadczenie i dzięki niemu się czegoś nowego nauczę, by najmniej mam taką nadzieję. Przy czym zaskoczę Jakuba swoimi umiejętnościami.
Nasze relacje się pogłębiły, ale nie w takim sensie, że zaczynamy ze sobą flirtować, nic z tych rzeczy. Nasza znajomość prowadzi zdecydowanie do przyjaźni i cieszyło mnie to.
Poznałam jego kumpli od krosów, Kimiego i Klapiego, imion nie znam bo oni sami głównie posługiwali się pseudonimami.
Mój dzisiejszy dzień zakończył się pobytem w pracy do późnej godziny, ponieważ mieliśmy bankiet z okazji 50-sięcio lecia małżeństwa, uroczych staruszkókazan
Wracałam do domu późnym popołudniem chodnikiem i czułam jak ze mnie płynie, byłam bardzo zmęczona, moje stopy płonęły pomimo tego, że miałam założone sandały. Marzyłam o zimnym prysznicu i łóżku.
Gdy ostatkiem sił dotarłam do domu, przywitała mnie awantura, która wnet ucichła gdy przekroczyłam próg domu. Ominęłam kłócących się rodziców Kuby i poszłam do swojego pokoju.
Wzięłam swój wymarzony prysznic i ległam na łóżko jak kłoda. Zamykając oczy automatycznie zasnęłam.
-Halo?-zapytałam zaspana, odbierając telefon.
-Siema co robisz?- zapytał znany mi głos lecz w tej chwili nie byłam w stanie go rozpoznać.
-Śpię- odpowiedziałam zamykając oczy, które błagały znów o sen.
-No to ubieraj się za 20 minut będę pod domem i jedziemy.
-Stary nie mam ochoty, miałam dziś ciężki dzień- odpowiedziałam marudząc, bo w tej chwili rozpoznałam głos.
-Będę za 20 minut- powtórzył się.
-ReZi!- odpowiedziałam oburzona. -Jest...
-Pa- przerwał mi i się rozłączył.
Jeny jaki on jest upierdliwy...
Z wielkim wysiłkiem wstałam z łóżka, byłam wciąż zmęczona. Ubrałam leginsy, bokserkę a na to kombinezon, byłam tak zgrzana, że tylko go naciągnęłam do połowy. Wyszłam z pokoju i ciągając nogę za nogą weszłam do kuchni, podeszłam do lodówki zrobiłam przegląd, niestety nic nie przykuło mojej uwagi, więc ją zamknęłam, nie minęły 2 minuty i znów ją otworzyłam z nadzieją że znajdę coś czego nie widziałam za pierwszym razem, niestety nie zauważyłam nic nowego.
Byłam głodna, musiałam coś zjeść, przeglądając po raz trzeci zawartość lodówki od góry do dołu, w końcu zdecydowałam i chwyciłam za jogurt malinowy.
Jadłam go chyba z godzinę, nic mi się nie chciało, a do tego byłam wciąż zaspana i bez makijażu. W tej chwili byłam zła na Remka więc wywalone miałam na to czy widać gdzieś jakiegoś pryszcza, to była jego kara za obudzenie i wyciągnięcie mnie z łóżka.
Wzięłam z pokoju kask, buty, rękawiczki i wyszłam przed dom, usiadłam na schodku przed wejściem do domu, w takiej pozycji czekałam na Remka.
Pomarańczowy cross podjechał pod mój dom.
-Zamorduję cię, jest godzina 21.00 - odpowiedziałam wstając ze schodka. Stałam w sakrpetkach i z zaciągniętym do połowy kombinezonem.
-Jeżeli chcesz tak mocno spać to idź, pojeździmy jutro- zgasił silnik w crossie i siedział na nim.
-Wiesz co? Teraz to ty sobie możesz- odpowiedziałam zdenerwowana.
-Sory, ale muszę nagrać materiał na filmik- zdją kask i obdarował wielkim uśmiechem cwaniaka.
-Jesteś okrutny. Dobra jedziemy zanim zasnę- odpowiedziałam zakładając kombinezon, włożyłam buty, kask. Usiadłam na crossie, założyłam rękawiczki. -Prowadź- krzyknęłam i odpaliłam swoją bestię.
Remek zaprowadził nas na jakąś górę, z której był widok na prawie cały Włodzisław Śląski, widok był niesamowity, ale mieliśmy jeździć po lasach, górach, a nie stać na jakiejś górze. Widocznie ReZi miał inne plany.
Zatrzymaliśmy się i zgasiliśmy silniki.
-I to koniec naszej jazdy?- zdjęłam kask.
-Ee... tak- odpowiedział. -Nie chcę cię męczyć, bo widzę, żeś zmęczona- odpowiedział troskliwie i zsiadł z crossa.
-Jesteś kochany- odpowiedziałam zadziornie rozpinając kombinezon.
-Ej, ej nie musisz, 'dziękuję' wystarczy- zażartował.
-Haha ale z ciebie dowcipniś- powiedziałam ironicznie siadając na trawie.- Jak wygląda randka? -przerwałam narastającą cisze.
-Co?- zapytał zdezorientowany.
-No jak wygląda według ciebie randka?- spojrzałam na niego.
-Sądzę że zwyczajnie, chłopak zabiera swoją ukochaną do kina, na kręgle czy coś takiego.- zakłopotał się.
-To nie jest randka, tylko spotkanie kumpla z kumplem.
-Nie prawda!- zmarszczył brwi ReZi.
-A co zrobiłeś romantycznego dla swojej dziewczyny?
-Na przykład zrobiłem kolację ze świecami- obronił się.
-Jedyne jakie to jest, to oklepane. Dziewczyny chcą aby ich partner był wyjątkowy, oryginalny i przy tym dżentelmenem.
-To jak według ciebie, powinna wyglądać ROMANTYCZNA randka?
-Chłopak powinien zabrać dziewczynę w miejsce dla nich wspólne i ważne dla nich obu. Miejsce te jest już same w sobie magiczne i wprawi obojga w odpowiedni nastrój, ale trzeba je jeszcze troszkę dopieścić, dodać klimatu, charakteru, no i niestety chłopak musi zaskoczyć tu swoją ukochaną swoją kreatywnością.
-Byłaś na takiej randce?
-Nie- uśmiechnęłam się. -Ale pójdę kiedyś, albo sama siebie zabiorę- zaśmiałam się.
-Kto wie, może nie będziesz musiała zabierać sama siebie-odpowiedział.
-Nie rozumiem- skrzywiłam się.
-Pocieszam cię- wyjaśnił. Chodź nie uwierzyłam mu w to, coś musiało być na rzeczy, że tak powiedział.
-Dziękuję jesteś kochany... Jestem taka samotna. Nie mam znajomych, przyjaciół, a rodzina daleko- wyjawiłam "załamana".
-Powiedz mi coś o sobie, bo ja ci opowiedziałem o swojej rodzinie, nawet powiedziałem ci jak to było, że omal nie skończyłem jako inwalida, a ty wciąż nic mi o sobie nie powiedziałaś.
Miał na mnie haka.
-O czym chcesz wiedzieć?- zapytałam zniesmaczona.
-Na przykład opowiedz mi o swoich rodzicach.- uśmiechnął się zwycięsko.
-Moja mama pracuje jako gospodyni, opiekuje się bardzo dużym domem, jest zadowolona z tej pracy, lubi to robić. Mój tata wyjeżdża do Niemiec i łapie się tam każdej roboty, ale z wykształcenia jest glazurnikiem. Mój brat pracuje na kolei, chodź z wykształcenia jest pracownikiem straży granicznej.
To są takie ogólne informacje o mojej rodzinie.
-Twój tata często wyjeżdża?
-Nie tyle ile bym chciała.
-Dlaczego?
-No bo widzisz- wziełam oddech, przygotowując się na długie opowiadanie. -Ja mieszkam na obrzeżach miasta, gdzie rolnictwo nie jest zbyt duże ale jest. Nie wiem czy się orientujesz ale rolnicy, co prawda nie wszyscy, są pijakami. Ja mieszkam właśnie obok takiego gospodarza, a moi rodzice dobrze się trzymają z nim.
Mój tata u niego coś robi jeżeli trzeba, ale i my kilka razy potrzebowaliśmy jego pomocy. Przechodząc do sedna, gdy mój tata wraca do domu z niemiec, od razu jest telefon, że jak wrócił to on stawia, jakby mój tata nie miał innych wydatków. Gdy tego nie zrobi to jest obrażony i obrabia mojemu tacie dupe. Tata nie lubi być w złości z nikim więc idzie, a gdy pije tak dzień, dwa zaczynają się awantury, tego nie da się znieść. Nawet najtwardszy zmięknie kiedy, usłyszy od swojego ojca, że jest dziwką, szmatą, że daje dupy, że skończy jako prostytutka...- odpowiedziałam ze łzami w oczach. -To boli, nawet bardzo- dodałam, a łza spłynęła mi po policzku.
Remek widząc moje załamanie objął mnie ramieniem, w geście pocieszenia i wsparcia.
-Przepraszam
-Nie przepraszaj, nic się nie stało i tak bym musiała ci powiedzieć-odpowiedziałam wycierając łzy. -Teraz przynajmniej wiesz dlaczego wolę jak tata siedzi w Niemczech.- odpowiedziałam i zapadła cisza. -Tylko proszę nie pomyśl o mojej rodzinie jako o jakiejś patologicznej, bardzo bym tego nie chciała.
-Wcale tak nie pomyślałem.
-Cieszę się- odpowiedziałam po czym znów zapadła cisza.-Miałam kiedyś wypadek samochodowy- odpowiedziałam przerywając ciszę. -Miałam zmiażdżoną nogę, też mogłam zostać kaleką. Jak widzisz mamy coś wspólnego.- wyszczerzyłam się do obejmującego mnie Remka. -Dzięki Bogu chodzę i nie mam dużej blizny po tym wypadku, co prawda moja noga czasem przypomina o sobie, a szczególnie przy zmianie pogody, ale mam ją- pogłaskałam nogę. -Nie wiem czy wiesz ale, jestem dzieckiem pechu ponieważ, miałam w dzieciństwie pełno wypadków np. gdy byłam dość małym dzieckiem i jechałam z dziadkiem rowerem wsadziłam nogę w szprychy, później bawiąc się z kuzynem w "lawę", pociągnął mnie za rękę bo chciał mnie uratować i wyciągnął mi rękę ze stawu, kolejny wypadek: jadąc na rowerze, który był przyczepiony za ster do drugiego, wjechałam w jakieś maszyny rolnicze i rozwaliłam sobie szczękę; bawiąc się z bratem wpadłam na kant ściany i rozcięłam sobie głowę; miałam zapalenie po kleszczowe; złamałam sobie najmniejszy paluszek w prawej nodze bo zrzuciłam sobie wierzch od pufy, kilka krotnie skręciłam sobie kostkę i nadgarstki, ale co najśmieszniejsze nic sobie jeszcze nie złamałam jeżeli chodzi o kości- rozweseliłam się.
-Dziecko pecha- zaśmiał się w jego stylu czyli, takim dławiącym się śmiechem.
-To właśnie ja- odpowiedziałam dumnie.
-Cud że jeszcze żyjesz- odpowiedział wciąż się śmiejąc.
-Wiem i sama jestem pełna podziwu- odpowiedziałam z uśmiechem.
-A może jesteś szczęściarzem, a nie pechowcem- spojrzał na mnie wymownie.
-Może i masz rację- zamyśliłam się.
Dalej rozmawialiśmy o pierdołach, wydurnialiśmy się by poprawić sobie humor po takich wyznaniach.
Gdy zapadł zmierzch leżeliśmy i patrzyliśmy w gwiazdy, marząc. 
W końcu przyszedł taki moment i musieliśmy wracać do domu. Remek odprowadził mnie do domu, zapytał w ostatniej chwili zanim zniknęłam zza drzwiami, czy bym nie chciała z nim i z Wiktorią (Remka siostrą) pojechać na całą niedzielę do Wrocławia, ma tam się spotkać z Multim i organizatorami meet up'a, a ja z Wiktorią bym pochodziła po sklepach, zgodziłam się.
Weszłam do domu a w kuchni krzątała się ciocia Alina, podeszłam do niej i ją przytuliłam.
-Ojej co się stało Ilonko?- zapytała odwzajemniając uścisk.
-Jesteś cudowną kobietą, żoną i matką. Nie zmieniaj się.
-Dziękuję myszko, nie zamierzam, powiedz mi co się stało?-zapytała wciąż przytulając.
-Nic, po prostu chciałam żebyś to wreszcie usłyszała- odpowiedziałam wypuszczając z objęć ciocię Alinę.
-Jesteś głodna?- zapytała podchodząc do lodówki.
-Troszkę- odpowiedziałam z uśmiechem, po czym usiadłam przy stole. Równie dobrze sama sobie mogłam zrobić jedzenie, ale jak jest Alina w kuchni nikt nie może niczego dotykać.
Ciocia zrobiła mi i sobie tosty po czym poszłyśmy do pokoju Kuby, włączyłyśmy jakieś romansidło i oglądałyśmy do późna. Po filmie poszłyśmy spać.
-Halo-nodebrałam telefon który mnie obudził.
-Ty jeszcze śpisz?- zapytał zdziwiony Remek.
-A co mam robić? Tańczyć?- zapytałam ironicznie, przewracając się na drugi bok.
-Zaraz wpadamy po ciebie.- oznajmił.
-Oszalałeś?! Nie zdążę się ogarnąć- podniosłam się do siadu. -Nie śpieszcie się- zakończyłam rozmowę i zerwałam się z łóżka.
Wygrzebałam w pośpiechu z szafy jasne jeansy, łososiową luźną bluzkę na ramiączkach, a do tego białe krótkie trampki, wyciągnęłam sweterek w morskim kolorze. Szybko ubrałam się, pakując w miedzy czasie beżową torbę. Zaczęłam robić makijaż, zrobiłam pierwszą kreskę, usłyszałam że, Remek przyjechał, wyszłam z pokoju, w kuchni przy oknie stała ciocia Alina.
-Dzień dobry ciociu- odpowiedziałam. Alina stała przy oknie i się w niego wpatrywała.
-Dzień dobry. Właśnie chyba ktoś do nas przyjechał-odpowiedziała powtórnie wpatrując się w okno.
-Tak, to Remek, mogłabyś go zaprosić do środka? Bo jadę z nim i z jego siostrą do Wrocławia.
-Oczywiście- uśmiechnęła się życzliwie.
-Dziękuję- odpowiedziałam po czym wróciłam biegiem do pokoju.
Skończyłam makijaż, popsikałam się perfumą i wyszłam z pokoju.
-Siema- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Hej- przywitali się Remek z Wiktorią.
-Jestem Ilona- podałam rękę dla Wiktorii.
-Wiktoria- uścisnęła moją dłoń Wiki.
-Ilonko właśnie Remek mi opowiada o waszych crossach.
-Tak a co powiedział?- zapytałam zaciekawiona.
-Wychwala jak świetnie sobie radzisz, mam nadzieję że uważasz na siebie- spojrzała troskliwie.
-Oczywiście ciociu i wcale nie radzę sobie tak jak mówi, nie wierz mu ciociu- odpowiedziałam posyłając chytry uśmiech.
-Jak to nie? Nie opowiadaj głupot, śmigasz jak dzika po lesie- wtrącił Rezi.
-A ja potwierdzam, widziałam filmiki- odpowiedziała Wiktoria.
-Weźcie bo się zarumienię- odpowiedziałam udając zawstydzoną.
-Zjecie coś?- zapytała ciocia Alina.
-Nie, nie jesteśmy głodni- odpowiedział Remek.
-Zrobiłam pancake'i - odpowiedziała stawiając na stole talerz pełen angielskich naleśników. Po chwili dała każdemu po talerzyku i widelcu. -eDzieci jedzcie, a później możecie jechać gdzie chcecie.
Byłam głodna jak wilk, nie wytrzymałabym drogi do Wrocławia, kochana ciocia.
Zjedliśmy naleśniki po czym wyruszyliśmy w trasę. Siedziałam z przodu na miejscu pasażera, Remek kierował a Wiki siedziała z tyłu.
W czasie drogi gdy nie śpiewaliśmy to rozmawialiśmy, Remek opowiadał o meet up'ie który miał się odbyć na początku Lipca. To był na prawdę ciekawy temat, im dłużej słuchałam, tym co raz bardziej chciałam na niego pojechać, bo nigdy nie byłam i wątpię bym kiedy kolwiek się wybrała na taką imprezę.

sobota, 19 marca 2016

Rozdział 6

Przywitała mnie wizyta pielęgniarki i przeraźliwy ból moich wszystkich mięśni. Pielęgniarka przyszła zmierzyć mi temperaturę i podać kroplówkę w zestawie z zastrzykiem. Uśmiechnęłam się, biorąc ból na klatę. Po zastrzyku kontynuowałam sen.
Niestety długo sobie nie pospałam, gdyż śniadanie przyjechało, a po śniadaniu miał być obchód.
Z wielkim wysiłkiem zjadłam to co mi podali na śniadanie, nawet nie było takie złe.
Dostałam bułeczkę, kosteczkę masła dwa plastry wędliny i 5 plastrów ogórka, normalnie szaleństwo, do tego oferowali herbatę albo kawę inkę z mlekiem, wzięłam kawę.
Nim skończyłam śniadanie przyszedł lekarz w towarzystwie kilku pielęgniarek.
-Jak się czuje nasza poturbowana?- zapytał z wielkim uśmiechem lekarz w podeszłym wieku, coś ok 60 lat.
-Dobrze jak dostanę zastrzyk przeciwbólowy, bo bez niego ciężko- odstawiłam talerz z jedzieniem na szafkę nocną.
-No się nie dziwię, masz siniaki w każdym możliwym miejscu, ale jak się dobrze czujesz to dziś dostaniesz wypis i od razu wypiszemy zastrzyki przeciw bólowe.
-Będę musiała sama robić sobie zastrzyki?- zapytałam lekko przestraszona.
-A co w tym trudnego? Poradzisz sobie -zaśmiał się, wpisując coś w papierach.
Po obchodzie znów zostałam sama w sali, mogłam sobie poukładać wszystko w głowie
Zastrzyki, igła, ja, ból.
Miałam zadzwonić do mamy Kuby, gdy ta weszła do mojej sali. Nie ukrywam ucieszyłam się gdy ją ujrzałam, ona natomiast na mój jakże marny widok wzruszyła się, nie mam pojęcia czy to ze szczęścia czy może dlatego, że wyglądałam fatalnie.
Nim zdążyła usiąść zasypała pytaniami jak się czuję, jak mi się spało, czy mnie boli i kiedy wychodzę.
Przywiozła mi z domu kilka rzeczy tp. Ładowarka, kosmetyki i ubrania.
Uścisnęłam ją za to bardzo mocno, tzn. na tyle ile mogłam bo siniaki przy mocniejszym przyciśnięciu dawały o sobie znać, pomimo silnych zastrzyków przeciwbólowych.
-Uwielbiam panią- odpowiedziałam z wielkim życzliwym uśmiechem.
-Oj Ilonko nazywam się Alina, chciałabym abyś mówiła mi po imieniu. A jak ci wygodniej mów do mnie ciociu, tak będzie lepiej- usiadła na krześle obok mojego łóżka.
-Dziękuję, to dla mnie na prawdę miłe- przytuliłam się do niej a nawet łezka w oku mi się zakręciła, bo nikt nigdy z własnej woli tak nie zrobił, to było bardzo miłe i kochane.
-To drobiazg- ścisnęła mają rękę -Powiedz mi, bo wiem że jakiś chłopak cię przywiózł do szpitala a później siedział tu ze mną i z moim mężem, niestety nie wiem ile tu siedział bo mój mąż kąpany jest w gorącej wodzie i musieliśmy wracać do domu. Wiesz co to był za chłopak?
-A tak wiem, siedział tu prawie do 4.00, rozmawiałam z nim, a nazywa się Remigiusz.
-Ooo... Widziałam jak się przejął twoim wypadkiem, siedział struty na poczekalni. Muszę ci powiedzieć ale to on zadzwonił do mnie z twojego telefonu i poinformował mnie o twoim wypadku.
-Naprawdę? Ale jak, przecież mam hasło na telefonie.- sprawdziłam czy hasło wciąż jest takie samo. -Hasło jest takie jakie ustawiłam- odłożyłam telefon na szafkę nocną.
-Nie mam pojęcia jak on to zrobił. W każdym bądź razie cieszę się, że zadzwonił do mnie.
-Teraz ja mam pytanie, jak się dziś tu dostałaś?- zapytałam.
-Przyjechałam taxówką, niestety bo mój mąż... A szkoda gadać- machnęła ręką.
-Rozumiem- położyłam rękę na jej ramieniu. -A co z moją pracą?-nagle mnie olśniło.
-Spokojnie kochanie, byłam tam i wszystko załatwione, dostaniesz tyle zwolnienia ile będzie trzeba.
-Myślę że jutro spokojnie będę mogła iść do pracy-odpowiedziałam.
Te słowa wywołały u Aliny istny szał, zaczęła na mnie krzyczeć, że nigdzie nie pójdę. Będę leżeć w domu a jak będzie trzeba to mnie do łóżka przywiąże.
To było urocze, ale muszę pracować aby mieć pieniądze, w przeciwnym razie nie zapłacę za stancję i ostatecznie wyląduję pod mostem, a tego bym nie chciała.
Z tego tematu zeszłyśmy jak zwykle na ploteczki.
-Dzień dobry- przerwał pogawędkę Remek, wychylający się zza drzwi.
-Hej- przywitałam się. Byłam zaskoczona że odwiedził mnie, byłam przekonana że wczoraj to był pierwszy i ostatni raz gdy go zobaczyłam.
-Dzień dobry, proszę wejdź- zaprosiła go gestem mama Kuby, wstając z krzesła. -Dobra dzieci ja pójdę do bufetu na kawę, bo w domu nie wypiłam, coś ci kupić Ilonko?- wzieła torebkę z krzesła.
-Emm... może wodę, dziękuję- odpowiedziałam już do wychodzącej z sali cioci Aliny.
Remek przepuścił w drzwiach wychodzącą mamę Kuby, a następnie wszedł z bukietem kwiatów, był ubrany w dżinsową koszulę zapiętą pod szyje, czarne spodnie zwęrzane w nogawkach i czerwone jordany, wyglądał mega przystojnie.
Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam kwiaty, w końcu nie codziennie je otrzymuję.
-Hej- przywitał się z uśmiechem, podchodząc do mojego łóżka.-Nie wiedziałem co ci kupić, a z pustymi rękoma nie wypada przychodzić w odwiedziny do szpitala więc, kupiłem kwiaty, bo chyba wszystkie kobiety uwielbiają kwiaty.
-Dziękuję, to miłe z twojej strony, na prawdę są śliczne. Nie potrzebnie kupowałeś, aczkolwiek należały mi się takie przeprosiny. Bo gdyby nie ty to bym wjechała na tą piekielną górę i osiągnęłam bym swój cel, a tak no niestety skończyłam w szpitalu- zaśmiałam się, przyjmując kwiaty.
-No przepraszam- spuścił głowę i udawał smutek.
-Kwiaty sprawiły, że przestałam się gniewać.- odpowiedziałam rzucając okiem na herbaciane róże leżące na drugiej szafce nocnej, zaporzyczonej od pustego łóżka.
-Wiedziałem że kilka badyli załatwi sprawę- zaśmiał się. -No po prostu wiedziałem, czułem to.
W tym momencie weszła do sali pielęgniarka.
-Dzień dobry- przywitał się ReZi.
-Dzień dobry- uśmiechnęła się pielęgniarka. -Jak się czujesz myszko?- zapytała się ta sama pielęgniarka co opiekowała się mną gdy trafiłam do szpitala. Odpięła kroplówkę, wpuściła mi płyn w wenflon by go przepłukać.
-Znakomicie, to chyba przez to, że dziś wychodzę- wyszczerzyłam się.
-A pro po tego, za chwilkę przychodzi na oddział twój lekarz, wypisze ci wypis więc, możesz iść już się przebrać i przygotować do wyjścia ze szpitala.
-Na prawdę? No to cudownie- zachwyciłam się. 
Powoli przeszłam z półsiadu do pełnego siadu na łóżku i chwyciłam się barierek, gdyż zakręciło mi się w głowie.
-Pomóż proszę swojej dziewczynie wstać- zwróciła się pielęgniarka do Remka, słysząc to zaśmiałam się razem z ReZim.
-Nie, ja sama- odparłam stanowczo, opusciłam barierki, które mnie chroniły przed upadkiem z łóżka.
Gdy poczułam się lepiej opuściłam nogi, wsunęłam stopy w kapcie i wstałam z łóżka, niestety to był zły pomysł.
Zawroty i ból głowy były tak silne, że nie mogłam utrzymać równowagi, tylko czułam jak lecę, na szczęście Remek zdążył mnie chwycić. Uratował mi po raz kolejny życie.
-Dzięki- moje policzki oblał rumieniec. -Znowu mnie ratujesz... Jak to dziwnie brzmi, tekst niczym z taniego romansidła- zaśmiałam się.
-Słuchaj tego: Jestem twoim bohaterem- zaśmiał się obejmując mnie za wcięcie, wzdrygnęłam się, ponieważ miałam tam łaskotki. -To jest lepsze.
-Dobra wygrałeś- obięłam go. -Od dziś jesteś Super ReZi- zaśmiałam się.
W towarzystwie Remka poszłam do łazienki, wyglądaliśmy jak małżeństwo gdyż ReZi trzymał mnie pod rękę, bo już lepiej się czułam. Moje ośrodki równowagi jeszcze szwankowały i gdy próbowałam iść sama to, szłam slalomem. Remek miał ze mnie dobrą beke.
Umyłam twarz i zęby, chciałam poprawić swój wygląd kosmetykami ale ciocia Alina przywiozła mi tylko korektor i tusz do rzęs. Ubrałam się w jasne jeansy i czerwoną zwykłą bluzkę z długim rękawem. Gotowa do wyjścia wzbogaciłam swój wygląd odrobiną perfum, które również ciocia mi przywiozła.
Wyłoniłam się z łazienki trzymając się futryny drzwi. Remek wziął jak w drodze do łazienki moje rzeczy, mnie pod rękę i wróciliśmy do sali.
Pomału i trzymając się łóżka zaczęłam zbierać swoje rzeczy, a Remek mi pomagał, po chwili do nas dołączyła ciocia Alina.
Kochana ciocia Alina przyniosła nam frytki, ucieszyłam się jak dziecko na ich widok. Remek nie chciał jeść ale Alina ma dar przekonywania i wcisnęła mu, zmuszony do jedzenia ReZi, pochłoną je szybciej ode mnie.
Dochodziła 12.00 a mojego lekarza ani słychu, ani widu, zaczęłam się niecierpliwić, Alina widząc to poszła do pielęgniarek i po 10 minutach przyprowadziła mojego lekarza, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
Niewysoki mężczyzna ok. 35 lat, łysy o brązowych dużych oczach, z obrączką na palcu. Ubrany w szpitalny kitel i w piankowe białe krokodylki lub jak ktoś woli kaloszki.
-Dzień dobry- przywitał się z uśmiechem.
-Dzień dobry- odpowiedzieliśmy.
-Jak się czujesz?- zapytał troskliwie.
-Wyśmienicie- odpowiedziałam z ulgą, że w reszcie wychodzę ze szpitala.
-Dobrze w takim razie nie zatrzymuję, proszę oto twój wypis i recepta na zastrzyki- odpowiedział podając mi papiery.
-A jakieś zalecenia ma Pan?- zapytała Alina.
-Oczywiście. Pani Ilono, proszę przez kilka dni odpoczywać, się nie przemęczać za bardzo, pomału wstawać, pomału siadać i schylać się, bo jak sama pani zauważyła, że Pani ośrodki równowagi w uszach wciąż nie doszły do siebie. Dlatego jak Pani wstaje proszę się czegoś trzymac i jak się Pani schyla to też się czegoś trzymać. Na wypisie napisałem kiedy ma Pani się stawić na wizytę kontrolną. Zastrzyki Pani kupi to proszę je stosować co 8 godzin, jeżeli jest taka potrzeba. Igłę radził bym wbijać w udo albo w ramię i wolno wpuszczać zawartość strzykawki, ale proszę się nie martwić bo w ulotce w tych zastrzykach będzie wszystko pokazane. Jeżeli sama nie da Pani rady to proszę kogoś poprosić, ma Pani tutaj tyle osób chętnych do pomocy. Mama popilnuje żebyś odpoczywała, a brat będzie za Panią chodzić i planować aby się Pani nie przewróciła.
Prawie wybuchłam śmiechem, na słowa lekarza, który uznał że Remek jest moim bratem a Alina to nasza mama. Spojrzałam kątem oka na Remka, a następnie na Alinę, oboje zakrywali dłonią usta by nie było widać, że chichoczą.
Lekarz nie spostrzegł się że popełnił wtopę, skończył swoją wypowiedź, życzył mi powrotu do zdrowia i znikł za drzwiami mojej sali.
A ja ze swoją "rodzinką" parsknęliśmy śmiechem, a później ubraliśmy się i wyszliśmy ze szpitala.
Remek w ramach podziękowania za frytki z szpitalnego baru, odwiózł nas do domu.
Gdy zatrzymaliśmy się na posesji rodziców Kuby, ReZi otworzył mi drzwi, pomógł wysiąść i wprowadził do środka. Ciocia Alina zaproponowała mu kawę, usiadłam z nimi i przysłuchiwałam się ich rozmowie, ale było mi nie wygodnie w dżinsach więc, pomału oddaliłam się z kuchni i trzymając się ściany zmierzałam do swojego męskiego pokoju.
Z wielką trudnością przebrałam się w pozycji siedzącej, założyłam czarne leginsy i szarą zwykłą koszulkę na rekawek z kieszonką na lewej piersi.
Chwyciłam się oparcia łóżka i wstałam, niestety zbyt szybko. Zakręciło mi się w głowie i zobaczyłam zwężający się obraz, który tworzył tunel, trzymałam kurczowo oparcie łóżka, zacisnęłam zęby i czekałam aż zawroty i tunel minął. Po dwóch minutach wszystko wróciło do normy i mogłam wyjść z pokoju, wróciłam do kuchni, usiadłam na przeciwko Remka.
Oboje zachwycili się i zdziwili za razem, że się przebrałam dając radę sama.
Siedzieliśmy sącząc napoje przygotowane przez ciocię Alinę.
-ReZi powiedz mi jak dałeś radę zadzwonić do cioci z mojego telefonu, skoro ma hasło?- zapytałam nagle.
-Nie pamiętasz? Gdy jechaliśmy do szpitala samochodem z moim kumplem, przebudziłaś się. Dałaś mi odblokowany telefon, gdy zapytałem się po co mi go dajesz, kazałaś zadzwonić do mamy Kuby, bo ty ponownie odleciałaś więc to zrobiłem- opowiedział Remek.
-Pamiętam tylko upadek, a później czarna dziura. A właśnie co z moim crossem?
-Ehh...
-Coś z nim nie tak? Mów mi szybko- ponagliłam go, a przed oczami miałam najgorszy scenariusz w jakim jest stanie.
-Nie powiem było ciężko, ale przywróciłem go do życia, śmiga jak mały samochodzik.- uśmiechnął się popijając kawę.
-Jak dobrze, już się wystraszyłam- przyłożyłam rękę do serca i odetchnęłam z ulgą. -A ile jestem ci winna za części i naprawę?
-Dużo pieniędzy, tyle że nie jesteś w stanie mi się wypłacić- droczył się. -Dogadamy się jakoś, ale nie teraz, kiedy tak pogadamy, teraz musisz odpoczywać- odpowiedział troskliwie.
Podczas naszej dalszej rozmowy, wymieniłam się numerami z Remkiem, na potrzeby kontaktu co do odbioru mojego sprzętu.
Remek opuścił nasz dom gdy tylko ojciec Kuby przekroczył próg domu, witając wszystkich chłodnym spojrzeniem i niezadowoleniem na twarzy. Remek minął się z nim w drzwiach żegnając się w pośpiechu.
Po wyjściu Remigiusza, wstałam delikatnie z krzesła i poszłam do pokoju, usiadłam przy biurku włączając laptopa. Przeglądnęłam facebooka, oczywiście poinformowałam osoby dla mnie najbliższe o pobycie w szpitalu, oczywiście powiedziałam co było przyczyną pobytu ale nie powiedziałam kto przyczynił się do tego. Następnie pogadałam na skype z Sebastianem, moim starszym o trzy lata braciszkiem. Gadało nam się na prawdę dobrze, nawet nie zorientowałam się kiedy minęły dwie godziny naszej rozmowy.
Po rozmowie przyszedł czas na obiad, kochana ciocia Alina przyniosła mi go do pokoju, a po zjedzeniu go wolny czas spędziłam na oglądaniu filmów na yt. 
W między czasie wzięłam prysznic, pogadałam troszkę z mamą Kuby, takie tam babskie plotki, ciocia przeprosiła mnie za zachowanie swojego męża, widać było że głupio jest jej za niego, ale to nie ona powinna się wstydzić.
Po powrocie do pokoju kontynuowałam oglądanie filmików.
Nie zauważyłam kiedy oczy mi się zamknęły, a kraina snów przywitała mnie.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 5

Wstałam z ogromnym wysiłkiem z łóżka i poszłam doprowadzić się do porządku, zrobiłam makijaż, ubrałam się w białą bluzeczkę i czarną spódniczkę, włożyłam koturny. W między czasie spakowałam baletki w których wczoraj przyszłam z pracy.
Gotowa do pracy wyszłam z pokoju i zmierzyłam w stronę kuchni, niestety powstrzymała mnie kłótnia rodziców Kuby.
Niechcący wszystko usłyszałam, te krzyki, te oszczerstwa taty Kuby wobec mamy Kuby.
-Jak ty się odnosisz do mnie?! Za to co ci ofiarowałem?! Tak mi dziękujesz za to do czego doszłaś przy mnie?! Gdyby nie ja to byś nie mieszkała tutaj tylko wciąż w tej ruderze !
-Mów ciszej Ilona wszystko usłyszy- uciszyła go spokojnym głosem mama Kuby.
-Gówno mnie to obchodzi!!! A niech wie jakim niewdzięcznikiem jest moja żona- machnął ręką i zapchał swoją buzię śniadaniem.
-Za co mam dziękować? Miałam dwóch synów mam teraz jednego, powiedz mi dlaczego tak jest?- jej głos zadrżał.
-To była jego decyzja, sam zaciągnął się do wojska. Mógł siedzieć w domu ale wolał zginąć na froncie.- odpowiedział z pełną buzią.
-A dlaczego się zaciągnął? Bo z tobą nie da się wytrzymać, miał dość twojego picia, wolał zginąć niż oglądać ciebie pijanego.- odpowiedziała łamiącym się głosem.
-Zaciągnął się bo tak wykazał jego plan, koniec kropka-odpowiedział i zajął się konsumowaniem śniadania.
Nim postanowiłam się ujawnić, zza ściany tata Kuby wstał od stołu i poszedł do pokoju. Z ulgą wyszłam zza ściany, ponieważ nie przepadałam za tatą Kuby, a nawet się go bałam i nie chciałam niego napotkać.
-Dzień dobry- przywitałam mamę Kuby promiennym uśmiechem.
-Dzień dobry słońce jak Ci się spało?- zapytała ze szyucznym uśmiechem stawiając kubek kawy na stole.
-Kiepsko, nie mam ochoty iść do pracy.- usiadłam przy stole.
-Nie martw się szybko zleci- odpowiedziała siadając obok mnie.
-Mam nadzieję- odpowiedziałam. -Dzień dobry- przywitałam się z ojcem Kuby.
-Idę do pracy. Cześć- odpowiedział oschle i zniknął zza drzwiami.
Po sytym śniadaniu spędzonym na pogaduszkach z mamą Kuby musiałam iść do pracy, wyszłam i nieśpiesznym krokiem zmierzyłam w stronę Hotelu.
Weszłam do szatni przebrać się, gdy wyszłam z niej moja "mentorka" oznajmiła mi dwie wiadomości: po 1. Mój uniform przyszedł, po 2.pracuję dziś tylko 6 godzin. Ostatnia wiadomość ucieszyła mnie najbardziej, automatycznie nabrałam energii i chęci do pracy.
Po założeniu uniformu poszłam na salę i uśmiechałam się jak tylko mogłam i do kogo tylko mogłam. Zaczęłam sprzątać po śniadaniu, znosiłam wszystko z bufetu, następnie zajęłam się sprzątaniem sali, a do pomocy poprosiłam jakąś lalę, która tam pracowała od 1,5 roku, nazywała się Kornelia. Na sam widok mam ochotę podejść i zeskrobać jej tą tapetę z ryja.
Z wielkim grymasem pomogła mi, aż scyzoryk mi się otworzył.
Wciąż wmawiałam sobie, że nawet ona dnia mi nie zepsuje. To mnie utrzymywało przy zdrowych zmysłach i przy tym, aby przypadkiem nic nie zrobić dla tej tlenionej blondyny.
Za barem lub kelnerstwie zawsze jest coś do roboty np. prasowanie obrusów, polerowanie zastawy, uzupełnianie asortymentu na sali jak i poza nią.
Tak właśnie minęło 6 godzin mojej pracy, byłam prze szczęśliwa kiedy wyszłam z hotelu i zmierzyłam w stronę domu.
Z wielkim uśmiechem weszłam do domu, krzycząc na cały domu "Jestem".
Szybko przyszła mnie przywitać mama Kuby z poduszką w ręku.
Po wyjaśnieniu jej co się stało, że tak szybko jestem w domu, poszłam się przebrać a następnie pomogłam zmieniać pościel dla mamy Kubusia.
O 15.00 skończyłyśmy nie tylko zmieniać pościel ale również myć okna.
A w ramach relaksu namówiłam mamę Kuby na drobne zakupy.
Połaziłyśmy po sklepach, przy okazji poznałam okolicę, po drodze spotkaliśmy jadący pomarańczowy cross, a za jakiś czas kolejne. Witać że crossy są tu dość popularne, tak jak u mnie są asfalty i wszyscy jeżdżą motocyklami, tak tu są góry i pagórki, idealne do zdobywania przez crossy.
Byłam wściekła i zarazem podekscytowana po ujrzeniu crossa, bo narobił mi wielkiej ochoty by samej wybrać się na przejażdżkę po lesie, nie zważając już na obolałe mięśnie i siniaki.
Tuż po powrocie do domu z zakupów, na których było idealnie, obie się wyluzowałyśmy i bawiłyśmy się świetnie.
Napotkałyśmy ojca Kuby, spiorunował nas wzrokiem, ale po chwili przywitał się z nami, nawet się uśmiechnął, mama Kuby zmyśliła, że pomagała mi w zakupach. Nie mogła powiedzieć prawdy, bo z tego co powiedziała mi później mama Kuby, mogło by to się skończyć awanturą, po której tak czy tak musiała by oddać ciuchy. Natomiast w takiej sytuacji przyjął to w miarę ulgowo, a mama Kuby stopniowo będzie pokazywać nowe ciuszki.
Po wspólnie zrobionym objedzie postanowiłam wybrać się na upragnione crossy, szybciutko wcisnęłam się w mój strój, jeszcze tylko kask, buty, rękawiczki i jazda.
Wjechałam do lasu niczym demon prędkości, przekroczyłam swoje wyobrażenia na temat świrowania, byłam zbyt podekscytowana by jechać ostrożnie i uważać.
Wszystko było na spontanie, dałam upust swoim emocjom i świrowi w mojej głowie.
Nawet spróbowałam podjechać pod wielką górę, przy czym złamałam dane słowo dla Kuby, że nie będę pod nią próbować podjeżdżać, no ale raz się żyje. Moja próba zakończyła się nie powodzeniem gdyż nawet nie podjechałam do połowy góry.
Podczas szaleństwa na łące i mniejszych górkach zauważyłam ten sam cross co na ulicy (ten pomarańczowy), prawdopodobnie on mnie też zauważył zaczął zmierzać w moją stronę, zawróciłam się na zrywie aż ziemia wystrzeliła z pod mojego koła i uciekłam do lasu.
Ciężko było mi wyjaśnić dlaczego uciekłam, może obawiałam się, że mnie wyśmieje "Dziewczyna na crossie?"
Gdy tylko owy cross zniknął z mojego pola widzenia znów wyjechałam na otwarty teren, podejmując kolejną próbę podjechania pod górkę, wzięłam jeszcze większy rozbieg niż przy poprzedniej próbie i ruszyłam ze zrywem nabierając wysokiej prędkości. Wszystko szło tak jak powinno być, szczyt góry był coraz bliżej mnie, w głowie miałam tylko jedną myśl "Uda mi się", było ciężko, kilka zachwiań, drgnięć, odbić ale to mnie nie powstrzymywało przy zdobyciu olbrzymiej góry. Byłam prawie na samym szczycie gdy pomarańczowy cross pojawił się na krawędzi góry, stał bokiem, idealnie na mojej drodze, był 1,5 metra ode mnie, nie wiedziałam co mam robić, przecież się nie zatrzymam, to było niemożliwe, zbyt dużą miałam prędkość. W głowie już widziałam jak się zderzamy, chciałam tego uniknąć za wszelką cenę. Spanikowałam i wywróciłam się z crossem, zaczęliśmy oboje zjeżdżać (ja i cross) z olbrzymiej góry, moja noga się zaklinowała o hamulec przez co ciągnęłam crossa za sobą. Po kilku metrach moja noga wyswobodziła się przy czym już nie zjeżdżałam głową w dół, tylko zaczęłam turlać się. Miałam wrażenie, że turlam się wieczność, to było straszne, aż zrobiło mi się nie dobrze. Pomimo kombinezonu czułam każdy kamień jakbym była naga. Między klatkami migającego obrazu zauważyłam jak pomarańczowy cross zjeżdża z góry, zmierzał wprost w moją stronę, zupełnie jak godzinę temu.
To było cudowne uczucie gdy zatrzymałam się na łące i spojrzałam w niebo, które się kręciło niczym karuzela.
Zauważyłam jak ktoś przysłonił mi niebo, to był koleś z pomarańczowego crossa. Coś do mnie krzyczał, w pierwszej chwili nie mogłam zrozumieć co on do mnie mówi, przez szum w uszach. Gdy obraz wrócił chodź troszkę do normy, a mój szok zmalał, mogłam ruszać rękoma, podniosłam lewą rękę i dotknęłam głowy, a raczej kasku.
Ziomek z pomarańczowego crossa pomógł mi wstać.
-Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Gdzie mieszkasz? Jak się nazywasz? Zadzwonić po karetkę?- jego pytania leciały jak pociski z karabinu maszynowego.
Plątającym się krokiem zaczęłam iść w stronę mojego crossa, nie byłam w stanie nic powiedzieć, gdyż mogło to by się skończyć rzygnięciem, więc pokazałam mu tylko kciuk do góry.
Nim się spostrzegłam leżałam na ziemi, a moje powieki stały się ołowiane, nie mogłam przestać ich zamykać, w końcu poddałam się i zasnęłam.
Powoli otworzyłam oczy, byłam kompletnie zdezorientowana, nie wiedziałam gdzie się znajduję, dopiero po kilu minutach doszłam do wniosku gdzie jestem.
-Jestem w szpitalu- pomyślałam, rozglądałam się przestraszona i zdezorientowana.
W sali leżałam tylko ja, ale znajdowało się w niej mnóstwo sprzętu, do połowy z nich byłam poprzypinana. Jedna maszyna bardzo mnie denerwowała bo wciąż pikała, to był pulsometr, pikanie oznaczało fakt że żyję, ale tak czy tak mnie denerwowała.
Do mojej sali weszła starsza pielęgniarka z tacą, a na niej miała kroplówkę, strzykawki, wenflon i waciki.
Przerażał mnie widok tego wszystkiego, od czasu wypadku samochodowego miałam uraz do szpitali, lekarzy, igieł i tego wszystkiego co wiąże się ze szpitalem.
-O obudziła się nasza księżniczka, jak się czujesz?- przywitała mnie uśmiechem.
-Bywało lepiej.- odpowiedziałam zaspanym głosem z nutką chrypy.
Pielęgniarka podeszła do mnie i odpięła mi z wenflonu w lewej ręce kroplówkę, Która się skończyła, spojrzałam na prawą rękę na której również miałam kroplówkę.
-Nieźle jesteś poturbowana, ale na szczęście nic sobie nic nie złamałaś i nie masz wstrząsu mózgu.
-Długo spałam?- zapytałam.
-No przyjechałaś do nas o 20.00 a jest 3.00, więc sobie troszkę pospałaś. Widocznie organizm potrzebował tylu snu aby powrócić do normy, bo jednak odniosłaś poważne obrażenia.
-Jak się tu znalazłam? Gdzie są moje rzeczy?- zapytałam.
-Chłopak cię przywiózł. A rzeczy zabrała jakaś kobieta, która twierdziła że u niej mieszkasz.
-A gdzie teraz ona jest?
-Pojechała do domu, jej mąż strasznie ją poganiał, ale ktoś wciąż jest na korytarzu, ten chłopak co cię przywiózł.- wstrzyknęła mi płyn, który miał przepłukać wenflon w rękę przez co poczułam zimno które rozeszło mi się po żyle w której był umieszczony wenflon, to było ciekawe i miłe uczucie.
Po tej wiadomości, która mnie zaskoczyła, nie sądziłam, że ten typek będzie tu siedział, a co dopiero powiedzieć o zawiezieniu mnie do szpitala, będę musiała mu bardzo podziękować i przeprosić, za tą sytuację jaka miała miejsce na olbrzymiej górze. Pewnie sam nieźle się wystraszył.
-Jak długo tu zostanę?
-Zostaniesz u nas na obserwacji do popołudnia, a później zdecyduje lekarz. Sądzę, że jak będzie wszystko w porządku to spokojnie dostaniesz wypis i wrócisz do domu.
Pielęgniarka po podpięciu nowej kroplówki wstrzyknęła mi dużą strzykawkę w ramię.
-Co to jest co mi pani wstrzykuje?
-A to moja droga jest lek przeciw bólowy. A tak a pro po to nie chcesz iść do toalety?
-Troszkę tak, ale nie na tyle by iść do niej.
-Ale ty nie musisz nigdzie iść przyniosę Ci basen- odpowiedziała troskliwie pielęgniarka.
-Nie dziękuję wolę się przejść.- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Rozumiem ale zanim wstaniesz to może podwyższę ci oparcie bo leżysz na płasko, a jak wstaniesz to możesz upaść.- odpowiedziała przy czym podwyższyła mi oparcie łóżka, nie ukrywam zakręciło mi się w głowie co wywołało ból głowy na szczęście tylko na chwilkę.
-Dobrze ja muszę iść a ty kiedy nabierz sił to zadzwoń, tam masz pilocik a ja przyjdę i ci pomogę pójść do toalety.- odpowiedziała po czym wyszła z sali z tacą.
Miałam mieszane uczucia do tego co się wydarzyło, musiałam to sobie poukładać w głowie po kolei, scena po scenie.
Przemyślenia przerwał mi widok chłopaka, który ostrożnie wszedł do mojej sali.
-Hej- powiedział się dość nieśmiało.
-Hej- odpowiedziałam zmieszana.
-Jak się czujesz?- zapytał również zmieszany.
-Jest Ok, dostaję leki przeciwbólowe, więc nic nie czuje. Wejdź proszę, przecież nic ci nie zrobię- zaśmiałam się.
-Wiem- uśmiechnął się. -Tylko nie byłem pewien czy chcesz mnie widzieć.
-Dlaczego przecież to nie była twoja wina, to był przypadek.-odpowiedziałam wysuwając krzesło w stronę stojącego chłopaka.
Byłam zakłopotana, gdyż wiedziałam kim jest ciemno oki i czym się zajmuje, natomiast on mnie widzi pierwszy raz w życiu i to jeszcze w takim stanie, cała posiniaczona i bez makijażu.
Starałam się mówić do niego gdybym nie wiedziała kim jest, to było trudne a mój talent aktorski był na niskim poziomie. Rumieńców nie dało się uniknąć, no cóż wydało się, byłam przygotowana na porażkę.
Chłopak podszedł do krzesła i usiadł siałam, obok mojego łóżka.
-Ale jestem kulturalny, nazywam się Remigiusz- podał mi rękę ukazując przy tym szereg białych zębów.
-Ilona- uścisnęłam dłoń posyłając delikatny uśmiech.
-Chciałbym cię przeprosić za to co się stało tam na łące, kompletnie nie wiedziałem, że podjeżdżasz pod górkę i od razu przepraszam za to co powiem, ale nie sądziłem, że w ogóle jesteś dziewczyną. Miałaś za duży kombinezon, który zakrywał twoje kobiece kształty.
-Tak na prawdę to ja chciałam Cię przeprosić bo nikt normalny pod tą górkę by nie podjeżdżał.
-Przez grzeczność nie zaprzeczę- zaśmiał się. -Ale nie masz za co przepraszać to moja wina, prze mnie spadłaś z crossa i leżysz teraz w szpitalu. Chciałem to zrobić od razu ale spałaś, a pielęgniarki kazały mi jechać do domu, ale nie dawało mi spokoju, więc znów wróciłem.
-To dlatego nie masz kombinezonu - zaśmiałam się, a ReZi dołączył do mnie.
-Zdjąłem go bo się w nim gotowałem, siedząc tutaj- usprawiedliwił się.
-Ehe, załóżmy, że wierzę- zażartowałam.-A wracając do tematu wina leży po obu stronach, możemy tak zrobić? Bo cały czas będziemy siebie przepraszać, co jest bez sensu.
-Z tym się z tobą zgodzę, pomimo tego, że ty wyszłaś w tym wszystkim najbardziej poszkodowana, to niech tak będzie- uległ.
-Ale żyję, więc jest dobrze- pocieszyłam. -Remek powiedz mi co się stało z moim crossem?- zapytałam zaniepokojona.
-Spokojnie, jest cały i zdr... Dobra, jest cały u mnie w domu, Kimi go przetransportował wraz z moim.
-Mocno jest uszkodzony?
-Nie wiem, jeszcze mu się nie przyglądałem.
-To dobrze, dziękuję Ci bardzo, za to że pomogłeś mi, za to że, przywiozłeś mnie tutaj i za to, że zaopiekowałeś się moim crossem. Będę ci wdzięczna do końca życia.- odpowiedziałam lekko zawstydzona.
-Spokojnie jakoś się rozliczymy- zaśmiał się ReZi. -Mam takie niedyskretne pytanie- przerwał ciszę Remek.
-Jakie?
-Wiesz kim jestem prawda?- zapytał patrząc prosto w moje oczy.
-Tak wiem- odpowiedziałam spokojnie, bawiąc się kantem kołdry.
-Nie chcesz ze mną zdjęcia, autografu nic takiego?
-Zaskoczę cię, ale nie.- delikatnie uśmiechnęłam się.
-Jesteś moja fanką?- zapytał.
-Czasem cię oglądam, więc nie nazwała bym siebie fanką.
-A obrazisz się gdy opowiem o twojej, a właściwie o naszej historii internetom?
-Nie, nie obrażę się, tylko nie rób ze mnie zdjęć a przynajmniej nie teraz, jestem nie wyjściowa.- odpowiedziałam.
-Haha nie wyjściowa? Zapewniam cię, że wyglądasz jak na to co przeszłaś co najmniej dobrze- pocieszył mnie Remek.
-Ehe takie 2/10- zachichotałam.
-Przepraszam- przerwała konwersację pielęgniarka. -Ilonko skarbie nie chcesz iść do toalety?
-Teraz tak- odpowiedziałam troszkę zawstydzona, gdyż Remek to wszystko słyszał.
-Dobrze skarbie- weszła do sali pielęgniarka. -Poproszę cię chłopcze abyś przytrzymał ją bo może się przewrócić.- Na te słowa Remek wstał z krzesła i chwycił za mój łokieć.
Odkryłam kołdrę a pielęgniarka przyprowadziła mi stojak na którym była umieszczona moja kroplówka, ostrożnie położyłam stopy na podłodze, chwyciłam mocno stojak z kroplówką wsuwając gołe stopy w jednorazowe kapcie.
Uff na szczęście miałam pomalowane paznokcie u stóp.
Remek pomógł mi wstać i objął mnie w pasie gdyż porządnie zakręciło mi się w głowie, gdy wyszliśmy z sali pielęgniarka opuściła nas.
Czułam się zawstydzona, że chłopak poznany z jakieś 15 minut temu obejmując, prowadzi mnie do łazienki bo chce mi się siusiu.
-Ta sytuacja mnie krępuje- wyjawiłam po chwili.
-Dlatego, że cię obejmuje?- zapytał.
-To też, ale najbardziej ten fakt, że prowadzisz mnie do łazienki. Ledwo się poznaliśmy a już osiągnęliśmy już tak wysoki etap-zaśmiałam się.
-Inni mogą nam pozazdrościć- zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się tylko, nawet nie czułam tego bólu wywołanego mocnym uściskiem Remka na moje siniaki. Remek grzecznie i kulturalnie poczekał aż skończyłam, umyłam rączki i w jego towarzystwie powróciłam do sali. To niewiarygodne ale byłam zmęczona, nawet po tylu godzinach snu.
Powiedziałam dla Remka aby udał się do domu i się porządnie wyspał, bo już nie musi ze mną siedzieć gdyż jestem cała i zdrowa. Pożegnałam się z Remkiem i położyłam się wygodnie spać, jeszcze odwiedziła mnie pielęgniarka by odłączyć kroplówkę, a po tym zostałam sama w ciemnej sali. Wbrew pozorom zasnęłam jak tylko zamknęłam oczy, to jest właśnie magia leków.