czwartek, 28 grudnia 2017

Rozdział 9

Ubrałam się w jasne spodnie z wysokim stanem, do tego białą bokserkę i łososiowy sweterek wkładany przez głowę. Makijaż miałam więc nic nie poprawiałam bo wyglądałam znośnie.
Pościeliłam łóżko bo nie wiedziałam o której wrócę do domu.
O 19.00 miał przejechać ReZi, była 19.05 Remczaka jak nie było tak nie ma, stałam wystrojona w kuchni i wypatrywałam go przez okno.
-Może nie przyjedzie- powiedziała ciocia, stała tuż obok mnie, miała na sobie białą bluzeczkę na długi rękaw, a na to dzianą kamizelkę i czarną za kolana spódnicę, włosy miała rozpuszczone.
-Przyjedzie, napisał by- odpowiedziałam patrząc w okno z założonymi rękami na piersiach.
-To może coś się stało.
-Niech ciocia mnie nie straszy, spóźnia się dopiero 6 minut-spojrzałam błagalnym wzrokiem na ciocię. -Po prostu się nie wyrobił- sama próbowałam to sobie wmówić by nie popaść w paranoję.
-Zadzwoń do niego- zaproponowała z ciepłym uśmiechem.
-Jak będzie spóźniał 10 min wtedy zadzwonię- odpowiedziałam wciąż patrząc w okno z nadzieją, że za chwilkę pokaże mi się srebrny golf V.
-No dobrze, to usiądź- wskazała na kanapę.
Usiadłam przy stole, położyłam telefon na przeciwko siebie. Oparłam się łokciami o blat stołu, splotłam dłonie opierając się o nie ustami. Patrzyłam przed siebie, myślami błądziłam gdzieś w chmurach.
Z moich zamyśleń wyrwał dzwonek do drzwi,ciocia poszła otworzyć drzwi. Miałam nadzieję że to Remigiusz.
-Dzień dobry Ilona jest?- zapytał męski głos.
-Tak jest, wejdź proszę, czeka w kuchni.
-Dziękuję
Remek wszedł do kuchni, miał na sobie dżinsowe spodenki do kolana, czarną opinającą koszulkę i na lewej dłoni zegarek, wyglądał dość ponętnie, aż się dziwie że nie może znaleźć sobie dziewczyny.
-Przepraszam że się spóźniłem- spojrzał z miną smutnego psiaka.
-Jezu nie patrz tak na mnie, bo mam wrażenie że się rozpłaczesz i przez to mam ochotę cię przytulić- odpowiedziałam wstając od stołu.
-Hahaha- pokazał szereg białych ząbków. -Jedziemy?- zapytał.
-Oczywiście -odpowiedziałam biorąc torbę, podeszłam do Remka.
-Tylko ostrożnie jedźcie, a ty Remku pilnuj Ilonki, dobrze?- zapytała z troską.
-Oczywiście proszę Pani, obiecuję że wróci cała i zdrowa- zapewnił.
-Ufam ci i mam nadzieję że mnie nie zawiedziesz- zrobiła poważną minę.
-Nie zawiodę Pani -odpowiedział przekonująco.
-To co stary lecim, nie?- zapytałam patrząc lekko w górę by spojrzeć w jego oczy.
-Tak młoda, 'lecim'- naśladował moją intonację. -Do widzenia -odpowiedział Remek przy czym poczekał by mnie przepuścić w drzwiach.
-Papa- pożegnałam się z ciocią.
-Do widzenia dzieci- pożegnała się odprowadzając nas do drzwi.
Wsiedliśmy do samochodu i w drogę.
-Wiesz jak mnie ciocia nastraszyła? Kiedy się spóźniałeś, usprawiedliwiła cię słowami "może coś się stało", a w tym momencie w mojej głowie że miałeś wypadek, że coś sobie zrobiłeś, wszystkie moje opcje były związane ze szpitalem, wiesz jak ja sama siebie nakręciłam, aż miałam ochotę dzwonić po szpitalach czy przypadkiem Remigiusz Wierzgoń nie został przywieziony przez karetkę- przyłożyłam do ucha palce ułożone w 'telefon'.
-Przepraszam że tak wyszło, babcia mnie poprosiła o pomoc przy dziadku- odpowiedział ze skruchą w głosie. Jego wzrok był wbity w jezdnię.
-Rozumiem, dziadek jest chory?
-Tak, ma raka trzustki- wyraźnie posmutniał. -I to bardzo zaawansowanego- patrzył przed siebie, a pomimo to widziałam że w jego oku zakręciła się łza. -Jesteś jedną z nielicznych osób którym to mówię- spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
Poczułam jak ciepło rozprzestrzenia się we mnie od środka, czułam że jestem kimś więcej niż koleżanką, cieszyłam się z tego.
Zajechaliśmy do sklepu i kupiliśmy alkohol oraz jakieś przekąski.
Jechaliśmy w ciszy, więc miałam okazję rozwiać swoją ciekawość.
-Remek?- spojrzał na mnie po czym wrócił wzrokiem na drogę. -Dziś przez przypadek usłyszałam twoją rozmowę z Multim... -spojrzałam na Remka, czekałam na jego reakcję.
-Wiem- odpowiedział niewzruszony patrząc na drogę.
-Co? Jak to?- zapytałam zdziwiona.
-Słyszałem jak ktoś idzie w stronę pokoju, a później w drzwiach pojawiłaś się ty...
-Serio? O ja - przykryłam usta dłonią z niedowierzaniem.
-Spoko nic się nie stało -uśmiechnął się.
-A nie jesteś zły?
-Nie no co ty -odpowiedział posyłając mi serdeczny uśmiech. -To pewnie wiesz że podobasz się Multiemu.
-Jestem ci bardzo wdzięczna że mu nie dałeś tego numeru -odpowiedziałam z ulgą.
-Nie podoba ci się on?
-Wkurwia mnie bo jest ciotą... Mam wrażenie że rodzice prowadzą go za rączkę i bez nich ani rusz, bo sobie nie poradzi.
-Hahaha- wybuchł śmiechem.
-Co ja takiego powiedziałam?
-Uwielbiam cię- śmiał się dalej.
-Mam nadzieję że mu nie powiesz, bo to powiedziałam ci w sekrecie- spojrzałam na niego.
-Ta rozmowa zostaje miedzy nami- spojrzał na mnie przez chwilę.
Ufałam mu, wiedziałam że ta rozmowa zostanie między nami i nikt się o niej nie dowie, dzieliłam z nim już sporo sekretów i nie tylko takich gdy obgadywaliśmy ludzi, ale takich o naszych rodzinach, o naszych wadach, przeżyciach, przypałach itd.
Dojechaliśmy na podwórko Szymona, wysiedliśmy z samochodu a jego pies (lablador) Max przybiegł nas przywitać, cały czas nam towarzyszył.
Wzięliśmy z samochodu żarcie i alkohol, miałam całe ręce zapakowane, tak samo Remek.
Szliśmy dróżką wyłożoną kostką brukową w stronę drzwi wejściowych domu Szymona, ale minęliśmy wejście i szliśmy dalej, zdziwiłam się.
Zza rogu domu ujrzałam altankę, przed nią duży grill przy którym stał Szumi.
-No myślałem że już nie przyjedziecie- Szumi odstawił piwo, łopatkę na grilla i przybił pionę z ReZim.
-Stary mówiłem że przyjdę, ciebie bym nie wychujał- wyszczerzył się ciemnooki. -Siemano wszystkim- przywitał się z osobami w altance.
Podążyłam za Remkiem w stronę altanki, o dziwo nie czułam skrępowania i nie byłam zawstydzona, bo zazwyczaj tak właśnie miałam jak byłam w obcej grupie osób.
Podeszłam do lewej strony i po kolei przedstawiałam się siedzącym tam osobom, to nic że przedstawiając się ostatniej osobie nie pamiętałam imienia pierwszej.
Usiadłam Między Loczkiem a Remkiem, przez co było mi ciepło, bo szczerze powiedziawszy zaczynałam marznąć, gdyż jestem typem zmarźlaka, uwielbiam ciepło a nienawidzę zimna.
Czułam że stópki mi skostniały, co było nieprzyjemne.
Chłopacy jak to oni zaczęli rozmawiać o samochodach, później zeszli na temat gier, nagrywania, aparatów, kamer, dronów, you tube itp. Chętnie ich słuchałam, ale jeszcze chętniej udzielałam się w ich rozmowie.
Do naszej trójki dołączyła się ekipa Remka z GTA V czyli Tusiek z Szumim.
Rozmawiając z nimi lepiej ich poznałam, byli na prawdę w porządku, polubiłam ich.
-Ilona Remek coś nam wspominał, że niedawno pisałaś matureę- odpowiedział Szumi.
-Tak to prawda
-Jak ci poszła?- zapytał.
-Średnio, ogólne to dupy nie urywa- odpowiedziałam popijając Desperadosa.
-A co ci poszło najgorzej?- zapytał Tusiek.
-Chyba Matma no i Polski
-Jakie miałaś rozszerzenia?- zapytał Loczek.
-Ogólnie czy na maturze?
-Na maturze
-Angol- odpowiedziałam.
-Uuu- ryknęli.
-Dlaczego? Angol nie jest zły, ja lubię angielski- odpowiedziałam.
-A no jeżeli ty go lubisz to spoko w takim razie- powiedział Loczek.
Remek przez cały czas popijał coca cole (bo prowadził) i ze skupieniem słuchał naszej rozmowy.
-Kiedy wyniki?- wtrącił Remek.
-Nie wiem, ale mam nadzieję na początku lipca będą.
W tle rozbrzmiała muzyka disco, wszyscy ruszyli w densy, Loczek z Szumim stali przy grilu, Remek z Tuśkiem rozmawiali na swoje tematy. Nie chciałam tego słuchać bo mnie to nie interesowało, klepnęłam mocno w kolano Remka, chyba zabolało bo aż zacisnął usta.
-Ilona zabije cię kiedyś- odpowiedział zaciągając usta w kreskę.
-Idę do toalety- oznajmiłam ze słodkim uśmiechem, po czym podniosłam się z ławki i ruszyłam w stronę domu, weszłam do domu przez taras.
Od razu znalazłam się w salono-jadalni, pokój był bardzo jasny i przestronny, miał dużo okien przez co ostatnie promienie słoneczne oświetlały pomieszczenie, meble były dębowe w kolorze orzecha.
Na kanapie siedziały dziewczyny których imion kompletnie nie pamiętam.
-Przepraszam, gdzie jest toaleta?- zapytałam kulturalnie.
-Tam- wskazała brunetka palcem kierunek drzwi do toalety.
-Dzięki- uśmiechnęłam się życzliwie i poszłam w kierunku wskazanym przez brunetkę.
-Skąd ona jest?- usłyszałam wychodząc z toalety, która szczerze mówiąc była cudowna.
Kafelki były białe i gdzieniegdzie czarne. Prysznic był czarny tak samo jak umywalka, która była postawiona na szafce, to znaczy była w kształcie miski. Wszystkie detale były albo niale albo czarne, a całość była na prawdę nieziemska.
-Nie wiem chyba z po toalety- schowałam się za drzwiami by nie ogarnęły że je podsłuchuje.
-Masakra, po co ona tutaj przyjechała?
-Boże a widziałaś jaki ona ma ryj?
-A te jej maniery, jest taka słodka i grzeczniutka że aż mam ochotę puścić pawia łee.
-A te jej włosy jakby wpadła pod kosiarkę
-Hahaha
Nie miałam ochoty dłużej tego słuchać, trzasnęłam drzwiami od łazienki i wyszłam tymi samymi drzwiami co weszłam.
Nigdy nie miałam zawyżonej samooceny, ani zbytnio zaniżonej, uważałam że jestem normalną dziewczyną, o dość przeciętnej urodzie, uwielbiałam krótkie fryzury, po prostu były wygodniejsze, kulturę i sposób w jaki się wyrażam wyniosłam z domu, ale to nie zmienia faktu że nie przeklinam, bo klnę jak szewc.
Zraniły mnie słowa i w jaki sposób je wypowiedziały: z pogardą, z obrzydzeniem...
Czy to że pochodzę z Podlasia to mnie dyskryminuje?
A to że mam krótkie włosy to oznacza że jestem mniej atrakcyjna?
Idąc do altanki wpadłam na Loczka, który zaproponował mi taniec, odmówiłam gdyż nie miałam nastroju na tańcowanie.
Ominęłam smutnego Patryka i poszłam usiąść na swoje miejsce, niestety Remka nie było, nikogo nie było więc postanowiłam coś przekąsić, zorientowałam się co jest i ostatecznie chwyciłam karkówkę, była obłędna, pochłaniałam ją coraz szybciej aż nie zapchałam nią całej buzi.
Stało się to czego obawiałam się, te jędzy co mnie obgadywały przyszły do altanki i usiadły nieopodal mnie co mnie zirytowało, ale postanowiłam stwarzać pozory, że wszystko jest ok, ale one perfidnie mnie obgadywały, odwracały się w moją stronę po czym do siebie coś szeptały i śmiały się w niebo głosy.
Byłam silna ale jednak nie wytrzymałam i poległam, wstałam od stołu i ze łzami w oczach wyszłam z altanki, było już ciemno, więc udałam się gdzieś w tą ciemność by popłakać w samotności.
Mój plan był dobry ale... No właśnie, i...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz